Zbliżające się Boże Narodzenie to dobry czas, aby wrócić do rodzinnych tradycji, a także opowiedzieć o nietypowych świętach, jakie być może zdarzyły się każdemu. Jedną z takich historii dzieli się bp Mieczysław Cisło.
Jako kleryk bp Mieczysław wracał na święta do rodzinnego domu, bo w seminarium była wówczas przerwa świąteczna, kiedy zaś zaczął pracę w parafii jako wikary, nie było już możliwości, by dojechać do rodzinnego domu na Wigilię. – To były lata 70. ja nie miałem wówczas samochodu, a w parafii było zawsze dużo pracy. Wtedy święta spędzałem na plebanii – opowiada. Kolejna zmiana przyszła, gdy został skierowany na studia do Włoch. W odróżnieniu od Polaków, Włosi nie mają Wigilii, rodzinne spotkania odbywają się w sam dzień Bożego Narodzenia.
– Pamiętam moją pierwszą Wigilię w Italii. Pomagałem wówczas w małym miasteczku niedaleko Pizy. Tam nie ma rekolekcji adwentowych, ale jest zwyczaj, że w Wigilię należy się wyspowiadać. Cały dzień więc spędziłem w konfesjonale. Gdy wieczorem wyszedłem z kościoła, proboszcz tamtej parafii mówi do mnie „Mieczyslao w kuchni jest trochę zupy, odgrzej sobie i zjedz”. Poszedłem tam, nie chciało mi się tej zupy grzać, usiadłem przy stole i zobaczyłem radio. Pomyślałem, że może uda mi się znaleźć jakąś stację, która nadaje kolędy. Polskiej rozgłośni oczywiście nie było, ale trafiłem na jakąś niemiecką, gdzie właśnie puszczano kolędy. Nie przeszkadzało mi, że są w języku niemieckim. Myślami byłem w Polsce. W kolejnych latach sprowadzałem opłatek i uczyłem Włochów, a kiedy byłem w Niemczech to i Niemców, łamać się opłatkiem i składać życzenia – opowiada bp Mieczysław.
Po powrocie do Polski święta spędzał najczęściej w seminarium z klerykami, bo im posługiwał pełniąc różne funkcje.
– To był czas, kiedy wspólnota seminaryjna liczyła ponad 300 osób, więc i kolędowanie było wielkim świętem, gdy z tylu męskich gardeł wyrywał się śpiew o narodzeniu Pana. Dziś posługuję jako biskup, uczestnicząc w różnych spotkaniach opłatkowych i choć jestem w różnych wspólnotach i miejscach, to radość z narodzenia Pana jest zawsze tak samo wielka – podkreśla bp Mieczysław.
Więcej można przeczytać w świątecznym wydaniu "Gościa Lubelskiego".