27 maja o godz. 10.30 czterech alumnów lubelskiego seminarium przyjmie święcenia kapłańskie. Kim są przyszli księża?
Czy seminarium przygotowało ich do bycia księżmi, zweryfikuje życie. Dużo przeszli i jeszcze więcej przed nimi. Wytrwali, choć wielu ich kolegów zrezygnowało.
Dk. Kamil Błaszczak z zawodu jest kucharzem.
Dk. Kamil Błaszczak.- Skończyłem technikum organizacji usług gastronomicznych. Mogę być menedżerem restauracji, ale bardzo też lubię gotować i piec ciasta - zaznacza. Po szkole średniej wcale nie myślał o wyborze seminarium. Zgodnie z wyuczonym zawodem, poszedł do pracy do restauracji. Pracował tak intensywnie, że zapomniał zupełnie o tym, iż niedziela to dzień święty. - Tak, wpadłem w wir pracy - wspomina. - Oprócz gastronomii chwytałem się też prac budowlanych i wykończeniowych. Przestałem chodzić w ogóle do kościoła. Któregoś razu za namową mamy poszedłem jednak do spowiedzi. Bardzo chciałem, żeby Pan Bóg pokazał mi, co mam w życiu robić. Coś się wtedy zmieniło.
Młody kucharz w końcu trafił na rekolekcje powołaniowe, a pół roku później złożył papiery do seminarium. Na pytanie, jak wyobraża sobie swoją kapłańską posługę, odpowiada, że nie ma oczekiwań i wyobrażeń. - Chciałbym się dzielić świadectwem, że to Pan Bóg daje prawdziwą radość.
Dk. Marcin Dudek to technik geodeta.
Dk. Marcin Dudek.Technikum ze specjalnością geodezja wybrał dlatego, że fascynowała go budowlanka. Jednak po maturze zdecydował się wstąpić do lubelskiego seminarium. - Marzyłem, by być geodetą, ale czułem, że Pan Bóg czegoś ode mnie chce. Pomyślałem, że dam Mu szansę, przecież nic nie tracę - mówi.
Początki w seminarium dla Marcina nie były łatwe. - Ciężko było mi zaakceptować, że ktoś mówi, o której godzinie mam iść spać, albo że nie mogę w sobotę wieczorem wyjść na miasto, spotkać się z kolegami. Irytowało mnie też trochę, że muszę się ubierać w określonym stylu. No i te studia. Filozofia była taka nudna - śmieje się przyszły neoprezbiter.
Drugi rok był jeszcze trudniejszy i pojawiły się pierwsze wątpliwości. - Denerwowała mnie rutyna. Zastanawiałem się, czy to na pewno miejsce dla mnie. Zadawałem pytania sam sobie, wychowawcom, kolegom, ale przede wszystkim Panu Bogu. To od Niego przyszła odpowiedź. Postanowiłem podjąć wyzwanie trzeciego roku. Wtedy przyszła sutanna i wielkie "wow". - Było to też pewnego rodzaju obciążenie, bo ludzie zaczęli mnie postrzegać jako księdza, choć nim nie byłem. Nagle z człowieka anonimowego stałem się trochę osobą publiczną. Wiedziałem, że to wielka odpowiedzialność. Myśl o rezygnacji pojawiła się też przed święceniami diakonatu. - Zastanawiałem się, czy nie powinienem wybrać jednak innej drogi. Coraz bardziej podobała mi się budowlanka. Ale czułem jednocześnie, że tu, gdzie jestem, jestem szczęśliwy. Mocno modliłem się o ten wybór. Pan Bóg pokazał mi jasno, że bycie księdzem to moja droga - zaznacza.
Dk. Mikołaj Dudziński pochodzi z Puław, a jego ostatnia parafia to Święta Rodzina.
Dk. Mikołaj Dudziński.W liceum miał dziewczynę i plany na życie. Kiedyś trochę przypadkiem trafił na jakieś rekolekcje. - Od dłuższego czasu cierpiałem na poważne problemy z żołądkiem - opowiada. - W czasie rekolekcji była modlitwa przed Najświętszym Sakramentem. Nagle podszedł do mnie ksiądz, którego nie widziałem nigdy wcześniej, i powiedział, że teraz Jezus uwalnia mnie od bólu brzucha. Poczułem ciepło. To był 14 kwietnia 2012 roku. Nigdy więcej nie trafiłem do szpitala. Nigdy więcej nie zabolał mnie żołądek.
W tamtym czasie pojawiła się myśl o tym, by swoje życie oddać Panu Bogu. Szybko jednak odeszła. - Wybrałem architekturę. Chciałem zarabiać pieniądze. Pan Bóg jednak się o mnie upomniał - opowiada.
Mikołaj studia zostawił po III roku. Wybrał seminarium. Choć przez myśl przeszło mu wtedy, że bezpowrotnie traci wolność, okazało się jednak, że właśnie tam ją odzyskał. Przyszły neoprezbiter uważa, że jeśli jako kapłan będzie mógł dać coś ludziom, to przede wszystkim będzie to jego świadectwo. - Nie będę mówił o teorii, ale o moim osobistym doświadczeniu. Pan Bóg przyszedł i powiedział, że mnie kocha - mówi.
Dk. Marcin Sałapa pochodzi z Dzierzkowic, z parafii pw. Świętych Stanisława BM i Marii Magdaleny.
Dk. Marcin Sałapa.Pasjonuje się pszczelarstwem. Jego dziadek był bartnikiem i Marcin przejął miłość do pszczół. - To sposób na relaks, a poza tym pszczoły wymagają cierpliwości i delikatności. Ja to lubię - mówi.
Diakon Marcin jest nie tylko teologiem. Ma też inne wykształcenie. Zaraz po szkole średniej wybrał szkołę policealną. Zdobył tam zawód opiekuna osób starszych i niepełnosprawnych. Jest też instruktorem terapii uzależnień.
Gdy usłyszał głos powołania, nie zastanawiał się. Od początku wstąpienia do seminarium aż do końca wiedział, że to jego droga. - Pragnę dawać światu świadectwo miłości Chrystusa. Nie wiem, jak będę to robił. Wszystko zależy od tego, do jakich zadań pośle mnie biskup, do jakich ludzi, do jakiej parafii - mówi.
Decyzje o nominacji dla neoprezbiterów już w czerwcu.