Do kościoła przychodził jedynie po to, by coś ukraść. Dwa razy siedział w więzieniu. Dziś ewangelizuje każdego, kogo spotyka na swojej drodze.
Grzegorz Czerwicki ma 38 lat. Na koncie dwa wyroki. Pan Bóg go uratował.
O swoim poplątanym życiu zakończonym nawróceniem w więzieniu, opowiadał w Lublinie w czasie czuwania przed Zesłaniem Ducha Świętego, które zorganizowały parafia św. Mikołaja i Akademia Młodzieżowa.
Grzegorz Czerwicki wychował się w patologicznej rodzinie, pełnej przemocy i alkoholu. Nie doświadczył miłości rodziców. Sam bardzo wcześnie wpadł w nałogi. - Już w wieku 11 lat potrafiłem przyjść pijany do szkoły - wspomina.
Kończąc podstawówkę był już nie tylko alkoholikiem, ale także narkomanem uzależnionym od pornografii. W pewnym momencie koledzy zachęcili go by, wszedł do sklepu i wyniósł coś tak, by nikt nie zauważył. - Udało się - opowiada. - Zobaczyłem wtedy w ich oczach uznanie. Coś, czego nie zobaczyłem nigdy w oczach swoich rodziców. Tak wkroczyłem w przestępczy świat.
W wieku 18 lat Czerwicki trafił do więzienia. Dostał 6 lat. - Wpadłem w totalną ciemność. Była depresja, dwie próby samobójcze. Choć tliła się we mnie iskierka, że moje życie kiedyś będzie wyglądało inaczej, zaraz jak tylko wyszedłem na wolność wróciłem do kolegów, do picia i ćpania. W wieku 24 lat wylądowałem na śmietniku. Dokładnie tam sypiałem. Choć wiedziałem, że mam siostrę, która trafiła do domu dziecka, nie byłem jej w stanie odzyskać, bo byłem patologią. W akcie desperacji dokonałem napadu z bronią w ręku. Chciałem zabić człowieka.
Grzegorz po raz kolejny trafił do więzienia. Znowu na 6 lat. - Posadzono mnie w 17-osobowej celi. Totalny armagedon. Kiedyś zacząłem rozmowę z kolegą, który miał na karku 25 lat odsiadki, o Kościele. Byłem ateistą, ale przecież wszystko wiedziałem - śmieje się Czerwicki. - Ten człowiek powiedział mi wtedy, że poleca mi przeczytać taką historyczną książkę - Biblię. Zapamiętałem nazwę i kilka dni później zobaczyłem ją na półce u innego współwięźnia. Poprosiłem, by sprzedał mi ją za dwa szlugi. Tak stałem się właścicielem Pisma Świętego.
Grzegorz nie bardzo wiedział, od czego zacząć czytanie, więc zaczął od początku. - To była dla mnie trochę fantastyka - wspomina. - Kompletnie nie wiedziałem, o co chodzi. Gdy pożaliłem się koledze, który mi Biblię polecił, stwierdził, że muszę czytać Nowy Testament. I tak się wkręciłem. Zacząłem poznawać Jezusa, największego Kozaka na świecie. Godzinami leżałem na łóżku, czytałem, modliłem się i budowałem z Nim relację.
Dzięki Panu Bogu Grzegorz zaczął kochać samego siebie, wybaczył rodzicom i zapragnął zmienić swoje życie. - Chciałem mieć rodzinę, dzieci, normalną pracę. Założyłem kółko różańcowe w tej mojej 17-osobowej celi. Odmawiałem Nowennę Pompejańską, Koronkę do Miłosierdzia Bożego.
W więzieniu Czerwicki poznał jezuitę, który był dla niego ogromnym wsparciem. Pierwszego dnia po wyjściu na wolność, Grzegorz pojechał na rekolekcje ignacjańskie. - Wychodząc z więzienia, wiedziałem, że mam pracę w ogrodnictwie i mieszkanie opłacone na miesiąc.
Pierwszy dzień wolności, był dla Grzegorza nie tylko pierwszym dniem rekolekcji. Okazał się również dniem pierwszego spotkania z przyszłą żoną. - Usiadła naprzeciwko mnie w jadalni. Piękna blondynka. Pomyślałem, że chciałbym mieć taką żonę.
Dziś Renata jest żoną Grzegorza. Oświadczył się jej po półtora roku znajomości. - Ona z dobrego domu, po UJ. Po ludzku to się nie mogło udać. A jednak Pan Bóg miał na nas swój plan. Jesteśmy małżeństwem od 6 lat. Mamy dwoje dzieci. Dla mnie to nieprawdopodobne, co się wyrabia. Mam możliwość poznawania, co to znaczy być mężem i ojcem. Pan Bóg mnie uratował.
Grzegorz Czerwicki jest autorem książki "Nie jesteś skazany". Spotyka się z młodzieżą w szkołach, w domach poprawczych, w więzieniach. Więcej o nim już wkrótce w papierowym wydaniu "Gościa Lubelskiego".