Wydarzenia były niespodziewane i burzliwe. Modlący się przed obrazem ludzie od razu uznali, że to cud.
Powszechnie uważano, że Matka Boża płacze nad losem ludzi i nad losem Polski, która po II wojnie w praktyce straciła suwerenność. Duchowni do zjawiska podeszli ostrożnie, gdyż zniszczona w czasie wojny katedra była w trakcie remontu i podejrzewano, że to wilgoć akurat w tym miejscu ujawniła się na obrazie. Wierni jednak przekazywali sobie wiadomość błyskawicznie, tak, że wieczorem nie można było zamknąć na noc kościoła, bo tłumy ludzi cisnęły się do środka, by zobaczyć łzy i się pomodlić. W kolejnych dniach do Lublina zaczęli przybywać pielgrzymi z innych stron Polski. Trzeba było zorganizować służbę porządkową, aby kierować ruchem pielgrzymów na placu katedralnym.
Oznaki łaski
Coraz częściej pojawiały się świadectwa uzdrowień i wysłuchanych modlitw. To z kolei nie mogło podobać się ówczesnej władzy, która rozpoczęła walkę z Kościołem. Oskarżono duchownych o sfałszowanie łez i prowokacje. Aresztowano księży pracujących w katedrze i przesłuchiwano świeckich.
Powołano specjalną komisję, która miała zbadać obraz. Po zdjęciu ze ściany okazało się, że spodnia część płótna jest sucha, nie można więc mówić o wilgoci. Biskup Piotr Kałwa wydał specjalny komunikat, który mówił, że nie należy uznać tego zjawiska za nadprzyrodzone, ale liczne spowiedzi, przyjmowana Komunia św. i nawrócenia z pewnością są oznaką łaski Bożej.
Więzienie i procesy
Nie uspokoiło to nastrojów. Ludzie ciągnęli do katedry, władze rozpoczęły aresztowania tych, którzy publicznie przyznawali się do wiary w cud. Organizowano wiece antyludowe, twierdząc, że w cud wierzą ciemni ludzie, którymi Kościół manipuluje. Do więzień trafiało coraz więcej osób, także zwyczajnie złapanych na ulicy w pobliżu katedry. Rozpoczęły się procesy pokazowe aresztowanych, których część została skazana za próbę obalenia ustroju. Lublin stał się twierdzą, do której nie można było się dostać. Podróżującym nie sprzedawano biletów, a na rogatkach stało wojsko.
W tej sytuacji biskup zarządził czasowe zamknięcie katedry. Po jej otwarciu po kilku dniach łez na obrazie już nie było. Pamięć o nich jednak przetrwała, mimo zakazu i represji. Ludzie przychodzili się tutaj modlić za wstawiennictwem Matki Bożej, uzyskując wiele łask. Cudowność tamtych wydarzeń uznał papież Jan Paweł II, nazywając Maryję z lubelskiej katedry Matką Bożą Płaczącą.
Co znaczą łzy?
Od lat 3 lipca gromadzą się rzesze wiernych, którzy właśnie tego dnia przychodzą na uroczystości do katedry, wypraszając kolejne łaski. W tym roku Mszy św., w 74. rocznicę cudu, przewodniczył bp Marek Solarczyk, ordynariusz radomski. Zachęcał do refleksji nad łzami każdej matki.
– Kiedy patrzymy na wizerunek Matki Bożej z Dzieciątkiem Jezus, zadajmy sobie pytanie, co oznaczają łzy matki, w jakim czasie i jakich momentach ludzkiego życia przemawia do nas matczyna miłość poprzez łzy. Może to być łza, bo mama zobaczyła swoje w dziecko w takim miejscu, czasie i zachowaniu, które zadaje ból jej miłości. Nawet w tajemnicach radosnych są momenty, kiedy mogłaby pojawić się łza. Kiedy Maryja patrzyła, jak rozwija się pod Jej sercem Syn Boży, a ludzie żyli sobie obojętnie. Nawet kiedy Jezus się objawił, ludzie dalej żyli dla siebie, obojętni na Boże przesłanie – mówił bp Marek.
Prosił też, by pamiętać, że Maryja woła o pokutę, modlitwę i oddanie się Bogu. – Kiedy człowiek nie chce żyć łaską Boga, nawet jej nie zauważa, Matka też płacze. Pamiętajmy jednak, że ze wspólnoty wiary płynie nadzieja. Wołamy, by Maryja była naszą przewodniczką, by nauczyła nas słuchać Boga. Kiedy człowiek się zatrzymuje i zauważa, jak piękne są dary, które Bóg mu ofiarował, to jest to moment, gdy uświadamiamy sobie piękno życia. Tego też uczy Maryja – mówił biskup.