Trwa nowenna w intencji ojczyzny i poszanowania życia ludzkiego, zanoszona za wstawiennictwem św. Andrzeja Boboli i bł. ks. Jerzego Popiełuszki. O szczególnych prośbach św. Andrzeja opowiadał w Lublinie ks. Józef Niżnik.
Jedna z lubelskich parafii nosi wezwanie św. Andrzeja Boboli, patrona Polski, który szczególnie oręduje na nami. Ksiądz Józef Niżnik, proboszcz sanktuarium św. Andrzeja, w 2021 roku był gościem w Lublinie i dzielił się swoim świadectwem związanym z postacią patrona Polski.
Dokładnie o 2.10 w nocy przychodził do niego duch nieznanego mężczyzny. Gdy w końcu odważył się zapytać, kim jest, usłyszał: "Jestem św. Andrzej Bobola". Był rok 1983 i ks. Niżnik wybierał się na studia na KUL. Wtedy jednak niespodziewanie wezwał go biskup i poprosił, żeby poszedł na zastępstwo do Strachociny, bo tam rozchorował się proboszcz.
- Miałem cztery lata kapłaństwa i myślałem, że jadę tam na kilka tygodni. Będę posługiwał w dwóch kościołach, jakie tam są, i uczył w szkole. Nigdy nie przypuszczałem, że może mnie spotkać coś takiego - mówił ks. Józef.
Pierwszej nocy coś go obudziło i zobaczył za oknem postać z ciemną brodą. Był przekonany, że to napad na plebanię. W związku z tym przez pierwszy tydzień nie spał na plebanii, jeździł na noc do kolegów. Drugi tydzień spał przy zapalonym świetle, w zasadzie czuwając, a nie odpoczywając.
- Im bardziej zbliżał się czas mojego wyjazdu na studia, tym bardziej rosło przekonanie, że powinienem tam zostać i odkryć, co się dzieje. Dowiedziałem się, że postać kapłana z brodą ukazywała się w tym miejscu już od 1938 roku. Dziś wiemy, że zaczęła się pojawiać, gdy do Polski przywieziono trumnę z ciałem św. Andrzeja Boboli. Nikt nie wiedział, kto się w nocy ukazuje. Były za tę osobę odprawiane Msze św. i modlitwy, ale nic to nie pomagało - podkreśla ks. Józef.
Takie spotkania nocne trwały przez cztery lata. - Ktoś mógłby powiedzieć, że przecież mogłem się odezwać, zapytać, kto to i czego chce, ale to nie było proste. To nie był sen. Wszystko działo się na jawie, a mnie ogarniał strach. Zawsze przychodził w nocy o godz. 2.10. Musiały minąć cztery lata, bym zebrał się na odwagę i zapytał „kim jesteś i jak ci pomóc?”. Jakież było moje zaskoczenie, gdy usłyszałem „Jestem św. Andrzej Bobola, zacznijcie mnie czcić w Strachocinie”. To było niesamowite odkrycie. Tyle cierpień i lęku moich poprzedników i mnie samego, żeby to odkryć. Był 16 maja 1987 roku - opowiada kapłan.
Tym, co usłyszał poszedł podzielić się z biskupem.
- Znałem biskupa Tokarczuka, dlatego pójście do niego nie było dla mnie łatwe. Zastanawiałem się, jak mnie oceni i co mi powie. Gdy pojechałem po kilku tygodniach i zdałem mu relację, usłyszałem, że mam jechać do Warszawy, by jezuici ocenili, czy to może być prawda. Ja, młody ksiądz, miałem jechać do mądrych jezuitów i powiedzieć im, że widziałem Bobolę. Czułem jakiś wstyd i obawę, że mi nie uwierzą, ale jednocześnie przynaglenie. Pojechałem w końcu. Otworzył mi ojciec jezuita, powiedziałem, że jestem proboszczem ze Strachociny, a on mi na to, że to tam urodził się św. Andrzej Bobola - opowiada. Tym jezuitą był o. Mirek Paciuszkiewicz, który wyjaśnił mu wiele rzeczy. Jezuici przekazali relikwie św. Andrzeja Boboli, które wprowadzono do parafii i tak zaczął się tam kult świętego.
- Jestem świadkiem, jak w ciągu 30 lat wszystko się zmieniło w Strachocinie. Mamy ponad 1000 świadectw ludzi, którzy wyprosili naprawdę wielkie łaski - podkreśla kapłan i zaznacza, że Bobola poprosił, by go czcić w Strachocinie nie tylko ze względu na miejsce swego urodzenia, ale po to, by tu wypraszać łaski dla naszej ojczyzny.
- Od pewnego czasu wielu ludzi przyjeżdża modlić się za Polskę. Przybywają też politycy. Ja nikogo nie popieram i nie oceniam, ale wszystkim mówię, że z władzy, jaką mają, przyjdzie się im rozliczyć przed Bogiem - podkreśla ks. Józef.
W 1819 roku, gdy Polska była pod zaborami, Andrzej Bobola ukazał się też wielkiemu patriocie ks. Korzeniewskiemu i powiedział trzy proroctwa. Pierwsze, że jak skończy się wielka wojna, Polacy odzyskają niepodległość; drugie, że przyjdą takie czasy, że będzie patronem Polski, choć - gdy to mówił - nie był jeszcze nawet błogosławionym. Trzecie proroctwo brzmiało, że gdy będzie głównym patronem Polska, będzie ona w pełni rozkwitu. Dwa pierwsze proroctwa się spełniły, trzecie wciąż nie.