Mieszkańcy Lublina uczcili 85. rocznicę sowieckiej agresji na Polskę. Była specjalna wystawa przygotowana przez Instytut Pamięci Narodowej, wykład, Msza św., uroczystości pod pomnikami Nieznanego Żołnierza, Matki Sybiraczki i Pomnikiem Ofiar Katynia.
Od 1 września 1939 roku Polska walczyła z niemieckim najeźdźcą. Ludność z zachodnich części kraju uciekała na wschód. Lublin wypełniony był uchodźcami. Kiedy wojska niemieckie zbliżały się do miasta, część ludności uciekła dalej na wschód. Prosto w ręce innej armii, tym razem nadciągającej ze wschodu.
- To trudna rocznica. Polska broniąca się przed okupantem niemieckim została napadnięta przez sąsiada ze wschodu. Znaleźliśmy się w sytuacji katastrofalnej. Opuścili nas sojusznicy, a dwie nacierające armie były ponad nasze możliwości obrony. W dodatku to była inna wojna niż wszystkie dotąd. Nie chodziło o grabież czy powiększenie terytorium, ale o eksterminację narodu polskiego. Mordowanie Polaków, poczynając od inteligencji, księży, wojskowych czy innych pracowników służb i administracji, było głównym celem wroga. Śmierć należała się za to, że było się obywatelem Polski - mówił podczas otwarcia wystawy „Zbrodnie niemieckie i sowieckie na Polakach 1939-1945” dr Robert Derewenda dyrektor IPN w Lublinie.
W uroczystościach uczestniczyła młodzież z lubelskich szkół, która miała okazję wysłuchać wykładu na temat zbrodni sowieckich.
Nie zabrakło także modlitwy za pomordowanych i wywiezionych w głąb Rosji Polakach. Msza św. w ich intencji odbyła się w kościele powiztytkowskim w Lublinie. Po niej uroczystości przeniosły się pod pomnik Matki Sybiraczki.
Także z Lubelszczyzny, wiele osób zostało wywiezionych przez sowietów. Jedną z nich była rodzina pani Marii Nazaruk, która przed laty podzieliła się swoją historią z naszą redakcją. Mówiła wtedy: "Miałam osiem lat, nie rozumiałam tego, co działo się dookoła, ale się bałam. Kiedy do naszego domu z łomotem weszło dwóch sołdatów i kazali się pakować, nie wiedziałam, co się dzieje. W mamę wstąpiła jakaś gorączka. Miotała się po całym domu, zbierając rzeczy. Starszy brat, który miał wtedy 15 lat, trochę jej pomagał, młodszy, 12-letni, i ja raczej przeszkadzaliśmy, dopytując, co z nami będzie. Najstarszego brata i taty nie było w domu. To ich uchroniło przed Sybirem".
Cały tekst o wywózce na Sybir można przeczytać TUTAJ