Dokładnie 27 lat temu - 2 lutego 1998 roku w lubelskiej archikatedrze, święcenia biskupie przyjął ks. Mieczysław Cisło, zawierzając się Matce Bożej.
Jego rodzinny dom w ziemi krasnobrodzkiej był początkiem wiary. To tutaj uczył się pacierza, widział rodziców, którzy Pana Boga traktowali z wielką miłością i oddaniem.
– Oboje rodzice byli wierzący, choć mama bardziej to okazywała. Ojciec był raczej racjonalistą i potrafił krytycznie spojrzeć na rzeczy, jakie działy się w Kościele. Nie znaczy to, że był daleki od Pana Boga. Przeciwnie, dziś, mogę powiedzieć, że to właśnie rodzinny dom kształtował moją wiarę – wspomina bp Mieczysław Cisło.
Pobożność wpisana była w życie najpierw małego Mietka, a potem coraz starszego Mieczysława. Wzrastał w kręgu oddziaływania trzech ważnych dla niego kościołów, gdzie szczególne miejsce zajmowała Matka Boża. Pierwszy to sanktuarium w Krasnobrodzie, gdzie Maryja w tamtejszym wizerunku odbierała wielką cześć, co zresztą nie zmieniło się do dziś. Tam do świątyni w dzień odpustu szły całe rodziny z okolicy, by się modlić i wspólnie świętować.
– Parafialny odpust to było ważne wydarzenie nie tylko religijne, ale i rodzinne, bo wtedy był uroczysty obiad i towarzyskie spotkania z krewnymi. Dla mnie jako dziecka był to dzień szczególny i wyjątkowy – opowiada bp Mieczysław.
Drugie ważne miejsce to parafia w Tarnawatce i tamtejsza ikona Matki Bożej z cerkwi w Werechaniach, która przez kilka wieków należała do grekokatolików. – Losy tarnawackiej świątyni są zawiłe, ale obraz Matki Bożej odbiera tu od 100 lat wielką cześć. Ja sam z ogromną radością modliłem się przed nim i już jako mały chłopiec chętnie uczęszczałem na nabożeństwa w tej sąsiedniej parafii, oddalonej od domu o 3,5 km, podczas gdy do rodzinnej parafii było 7 km – wspomina kapłan.
To tam podczas pewnych rekolekcji usłyszał stwierdzenie rekolekcjonisty, że jeden z obecnych chłopców zostanie kapłanem. Wówczas wcale nie wziął tego do siebie. Mając ok. 13 lat, nie zastanawiał się nad swoją przyszłością. Te słowa jednak powróciły do niego po latach, szczególnie kiedy zastanawiał się nad wyborem studiów. – Nie byłem nigdy ministrantem, choć moja rodzina wspomina, że jako mały chłopiec bawiłem się w księdza. Pamiętam nawet, że będąc w liceum w Tomaszowie Lubelskim, gdzie znajduje się także sanktuarium maryjne – trzecie ważne dla mnie miejsce – zostałem poproszony przez księdza, by służyć do Mszy, ale odmówiłem. Nastawiony byłem raczej na studia medyczne i na taką uczelnię złożyłem papiery – mówi bp Mieczysław. Jednak czas rozeznawania swojej drogi i przygotowań do egzaminów na studia ciągle przynosił pytania, czy to na pewno jest ta droga.