Mimo czasu, jaki upływa od jego niespodziewanego odejścia 10 lutego 2011 r., wciąż pozostaje w ludzkiej pamięci. W archikatedrze lubelskiej liczni kapłani i wierni modlili się za abp. Józefa Życińskiego w rocznicę jego śmierci.
Arcybiskup Józef Życiński odszedł do Pana w przededniu Dnia Chorego, obchodzonego w Kościele. – Wspominając jego osobę także w tym kontekście, trzeba powiedzieć, że abp Józef Życiński należał do ludzi, którzy innych niosą do Chrystusa. Tak, jak w Ewangelii ludzie nieśli chorego na noszach, by Jezus go uzdrowił, on też potrafił z każdym rozmawiać i wlewać w serca nadzieję – mówił ks. Andrzej Oleszko w homilii podczas Mszy św. w intencji zmarłego metropolity.
Abp Józef angażował się na wielu polach, ale jego pierwszą miłością był Bóg. Poranek zaczynał od modlitwy w kaplicy. Kiedy w ciągu dnia przychodzili do niego ludzie z różnymi sprawami, zanim podjął jakąś decyzję, czy się wypowiedział mówił: „chodźmy najpierw do kaplicy na modlitwę”. – Pamiętam, jak kiedyś podczas jakichś zajęć w seminarium powiedział nam o takim swoim osobistym doświadczeniu, że kiedy ma jakieś trudne sprawy to modli się do swojej mamy. Zrobiło to na mnie wielkie wrażenie – wspominał ks. Andrzej.
Został w ludzkiej pamięci jako człowiek, który troszczy się o każdego, odwiedzał bezdomnych, chorych. Z kurii na KUL chodził piechotą i po drodze często rozmawiał z ludźmi. Czasem sam ich zaczepiał, czasem to oni zaczepiali jego, a on się zatrzymywał. Nikogo nie zbywał. – Był też człowiekiem nauki. Podkreślał, że synteza wiedzy teologicznej, filozoficznej i nauk szczegółowych prowadzi do mądrości. Kiedy na wykładach coś omawiał, zawsze przedstawiał słuchaczom jakąś wartościową puentę. Umiejętnie łączył naukę i duszpasterstwo. Odwiedzał księży w najmniejszych parafiach, wzmacniał ich swoim słowem, był otwarty na wspólnoty. Dbał o diecezję także w sensie materialnym. Pamiętam ostatnie spotkanie. Przyszedł do seminarium na wykłady, miałem jakąś sprawę do niego, zatrzymał się porozmawiał ze mną i doradził. Był przykładem człowieka, który sprawiał, że inni mogli się rozwijać. Nawet, kiedy dawał nominację, mówił: „pójdziesz, zobaczysz, gdyby coś było nie tak, masz telefon”, to sprawiało, że kapłani mieli odwagę przychodzić do niego z różnymi sprawami – przypomniał ks. Oleszko.