Stolarz z Poczekajki wyprasza łaski

Dokładnie 12 lat temu 6 kwietnia 2013 roku odszedł do Pana br. Kalikst Kłoczko - zwykły brat zakonny, stolarz, Boży człowiek. Dziś jest kandydatem na ołtarze, a ci, którzy go znali, mówią, że wyprasza liczne zwracającym się do niego o wstawiennictwo.

Marian czuł się bardzo źle. Dur brzuszny wydawał się pokonywać chłopca i wszyscy myśleli, że umrze. Wtedy jego mama w kościele w Różanymstoku klęknęła przed obrazem Maryi i powiedziała: "Jeśli wyzdrowieje, jest Twój". Chłopiec szybko doszedł do siebie i już wtedy dla 12-letniego Mariana było jasne, że jego życie należy do Boga. Wychowywany w wielodzietnej rodzinie pomagał rodzicom w pracach polowych, naprawiał rowery, wykonywał z metalu przedmioty kuchenne. Tak go to wciągało, że często zapominał o obiedzie. Jako niespełna 20-letni chłopak został skierowany do pracy przy odgruzowywaniu Warszawy. Nauczył się wtedy relacji z innymi i poznał wiele rozwiązań technicznych, które potem sam stosował. W niedzielę chodził na Mszę na ul. Miodową, do kościoła kapucynów. To wtedy zapragnął dołączyć do braci w brązowych habitach. Na okres próby, jaki wówczas przechodzili kandydaci do zostania bratem zakonnym, Marian został przyjęty do Zakroczymia.

- W klasztorze podejmował różne obowiązki, modląc się razem z braćmi i wypełniając przydzielone mu zadania przy utrzymaniu domu zakonnego. Opiekował się starszym, chorowitym współbratem. Bez szemrania obierał ziemniaki, prał bieliznę współbraci, sprzątał, pracował w ogrodzie i gospodarstwie, jakie bracia mieli - opowiada o pierwszym okresie życia zakonnego Mariana Kłoczki o. Andrzej Derdziuk, autor książki "Brat Kalikst z Poczekajki", opisującej życie zakonnika.

W 1952 r. otrzymał habit zakonny i po nowicjacie w Nowym Mieście nad Pilicą złożył śluby zakonne, otrzymawszy imię Kalikst, po których wrócił do Zakroczymia, gdzie pracował w stolarni pod okiem br. Władysława Truszkowskiego.

- Marian w pierwszym momencie rozeznawania powołania chciał zostać kapłanem, jednak nie miał on przed wstąpieniem do klasztoru odpowiedniego wykształcenia, więc przełożeni się nie zgodzili. Ta odmowa utwierdziła powołanie Mariana, że chce zostać zwykłym bratem, jak św. Franciszek - opowiada o. Derdziuk.

Brat Kalikst został kapucyńskim stolarzem. O swojej pracy opowiedział po latach: "Kiedyś wszystko wykonywało się ręcznie - strugało, pasowało deski, kleiło. Nieraz cały dzień się heblowało ręcznie, a potem zasypiało tak twardym snem, że nawet upadek z łóżka nie był w stanie człowieka zbudzić". Z tego okresu pochodzi niezwykłe przeżycie, które ogromnie umocniło br. Kaliksta w powołaniu. W latach 60. XX w., jeszcze za życia o. Pio z Pietrelciny, br. Kłoczko po całym dniu pracy w stolarni wstał o północy na godzinę czytań, jak było w zwyczaju zakonników. Był jednak strasznie zmęczony i słaniał się na nogach. Było mu ciężko na duszy. Wtedy westchnął o pomoc do o. Pio. Nagle odczuł bardzo intensywny zapach fiołków i zrobiło mu się wstyd, że zawraca głowę współbratu z dalekiego kraju. Przeprosił go za zajmowanie czasu i zapach zniknął. Kalikst zaś poczuł się silniejszy i do końca życia zapamiętał to zjawisko. Czuł się tak umocniony, że bez narzekania pełnił swoje obowiązki, które nieraz zdawały się przekraczać jego możliwości.

Jeden ze współbraci - o. Franciszek Gaca - jako nowicjusz w klasztorze spotkał br. Kaliksta. - Lubiłem zaglądać do niego do stolarni. Kiedyś przed Wielkim Tygodniem poproszono go, by zrobił tabernakulum na Wielki Czwartek, gdzie będzie przeniesiony Pan Jezus. Przyglądałem się, jak robi to z wielkim pietyzmem. Jako młody nowicjusz zrobiłem głupią uwagę i zapytałem, czemu robi to z taką pieczołowitością, skoro tabernakulum będzie wykorzystywane tylko 2 lub 3 dni. On mi odpowiedział: "Bracie, a czy ty wiesz, Kto tu będzie mieszkał?". Zrobiło mi się głupio - wspominał o. Franciszek.

W 1966 r. brat Kalikst trafił do Lublina, do klasztoru na Krakowskim Przedmieściu. Tam swoimi stolarskimi zdolnościami przyczynił się do renowacji ołtarza, który w czasie powstania styczniowego pomalowano na czarno na znak żałoby. Kolejnym miejscem pobytu brata był Lubartów, ale jego zdolności stolarskie sprawiły, że był rozchwytywany przez gwardianów z innych kapucyńskich klasztorów.

Jako dojrzały zakonnik br. Kalikst został w 1981 r. przeniesiony do klasztoru na Poczekajce w Lublinie, gdzie budowano kościół. Od czasów przedwojennych bracia mieli w tym miejscu gospodarstwo, ale rozrastające się nowe dzielnice miasta sprawiły, że powstała tutaj parafia. Kalikst zamieszkał wraz z innymi braćmi w barakach, które zostały zaadaptowane na mieszkania. Zorganizował też sobie stolarnię, w której pracował przy budowie powstającego kościoła i klasztoru. To właśnie stolarnia stała się miejscem, gdzie do Kaliksta przychodziło wielu ludzi, by porozmawiać, poradzić się, prosić o modlitwę i często pracować z nim, pomagając w prostych rzeczach. Jedną z osób odwiedzających brata była Wanda Dück. - Byłam młodą malarką studiującą w Rosji, ale coś ciągnęło mnie do brata Kaliksta. W stolarni pachniało pociętym drewnem i ten zapach osiadał na ubraniach roboczych i habicie brata. Zapamiętałam pierwszy uścisk szorstkiej, ciepłej dłoni. To on krok za krokiem przyprowadził mnie do Boga - wspomina.

« 1 2 »