Wąwolnica w ogniu

To był piękny maj 1946 roku. Wydawało się, że piekło wojny się skończyło, a ci, którzy przeżyli, mogą już spać spokojnie. Niestety, władze komunistyczne postanowiły spalić Wąwolnicę w odwecie za pomoc AK.

Właśnie o tej tragedii opowiada wystawa zdjęć pokazujących wydarzenia z 2 maja 1946 r., jaką można oglądać przed kościołem w Wąwolnicy.

Życie miało wracać na jakieś spokojne tory, ale radość z zakończenia wojny i wyparcia Niemców nie była pełna. Wszystko wskazywało na to, że okupację niemiecką zastąpiła radziecka, choć stwarzająca pozory wolności. Jak wielkie były to pozory, mogli przekonać się mieszkańcy Wąwolnicy.

Amerykanin John Vaschon, fotograf pracujący dla United Nations Relief and Rehabilitation Administration, poruszający się po Polsce z aparatem i dokumentujący pomoc udzieloną Polsce, został właśnie wypuszczony z kozienickiego aresztu, do którego gorliwe władze zamknęły go na wszelki wypadek jako szpiega, zanim zorientowały się, że warto zachować pozory normalności w oczach UNRRA. Vaschon jechał w kierunku Lublina, wstawał kolejny piękny dzień. Wszystko kwitło, ptaki śpiewały, sielski krajobraz rozrzewniał serce fotografa. Wtedy na horyzoncie ukazały się kłęby czarnego dymu, tak wielkie, że wiadomo było od razu, że płonie wiele zabudowań. Vaschon nie zastanawiał się ani chwili i od razu skierował się w stronę pożaru. Płonęła Wąwolnica. Cała. Płomienie trawiły dom za domem. Nie był to nieszczęśliwy wypadek zaprószenia ognia, który rozniósł się po okolicy, ale celowe podpalenie. Wieś została spalona przez Grupę Operacyjną komunistycznej Milicji Obywatelskiej, przy wsparciu funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa. Pacyfikacja odbyła się w odwecie za wsparcie udzielane członkom polskiego podziemia niepodległościowego przez mieszkańców wsi.

J. Vaschon był przypadkowym świadkiem tej tragedii, którą nie tylko sfotografował, ale także opisał w liście do swojej żony Penny. W jego relacji czytamy: "Około 4.30 zobaczyliśmy przed sobą wielką kolumnę dymu, jakby z płonącego szybu naftowego. Kiedy się zbliżyliśmy, przekonaliśmy się, że to płonie wieś. Chciałbym móc opisać Ci ten widok, ale wiem, że nigdy nie zdołam. Nic nigdy nie sprawiło mi takiego wewnętrznego bólu, jak to... Żałośnie płaczące kobiety, mężczyźni ze łzami spływającymi po twarzach, stojący i patrzący, jak ogień pochłania ich domy - »to jest wszystko, co mam«, mówili - małe, mniej więcej czteroletnie dzieci, stojące obok ocalonego dobytku i patrzące - lecz nie płaczące, ośmiolatki łkające histerycznie, kobieta wyciągająca kufer z trzyletnim maluchem w środku i biegnąca z powrotem, by przynieść coś więcej... Cholera, ci biedni ludzie, którym udało się przetrwać wojnę, nie tracąc życia, którzy zachowali swoje domy i pola, i ten piękny maj, i oni stojący tam i patrzący, jak miejsce, w którym żyli, i całe ich życie płonie...".

« 1 »