Sześćdziesiąt lat temu rozpoczął się proces polsko-niemieckiego pojednania po tragedii II wojny światowej. Impulsem stało się "Orędzie biskupów polskich do ich niemieckich braci w Chrystusowym urzędzie pasterskim", znane jako "List biskupów polskich do biskupów niemieckich".
Kilka zdań dokumentu wywołało wówczas furię władz komunistycznych i bezprecedensową nagonkę na Kościół. List podpisany w Rzymie 18 listopada 1965 roku towarzyszył zakończeniu Soboru Watykańskiego II oraz przygotowaniom do obchodów Tysiąclecia Chrztu Polski. Polski Episkopat, zapraszając na tę uroczystość biskupów z całego świata, skierował kilkadziesiąt listów - jednak najważniejszy okazał się ten adresowany do hierarchów z Niemiec Zachodnich.
Nowy początek między narodami
Inicjatorem listu był arcybiskup Bolesław Kominek. W jego tworzeniu uczestniczyli m.in. prymas Stefan Wyszyński i arcybiskup Karol Wojtyła. W sumie podpisało go 36 polskich hierarchów. Abp Kominek był przekonany, że po dwóch dekadach od zakończenia wojny Kościół ma obowiązek wskazać drogę wytyczoną Ewangelią.
- Chodziło o otwarcie nowego etapu relacji, opartego na dialogu i zaufaniu - podkreśla ks. prof. Tomasz Moskal z KUL.
To właśnie w tym duchu padły historyczne słowa: „Udzielamy wybaczenia i prosimy o nie”.
To zdanie, dziś uznawane za symbol pojednania, w 1965 roku stało się iskrą zapalną potężnego konfliktu politycznego.
Niemieccy biskupi odpowiedzieli 5 grudnia. Choć list był życzliwy, zawarte w nim niejednoznaczne sformułowania dotyczące ziem zachodnich wywołały rozczarowanie strony polskiej. Wciąż była to epoka, w której RFN nie uznawała granicy na Odrze i Nysie.
Władze PRL wykorzystały wymianę listów jako pretekst do ataku na Kościół. Propaganda oskarżała biskupów o prowadzenie „rewizjonistycznej polityki zagranicznej” i rzekome godzenie w polską rację stanu. W mediach trwała kampania podważająca autorytet episkopatu i prymasa Wyszyńskiego.
- W oczach komunistów orędzie było sprzeczne z linią polityczną państwa, a przede wszystkim wykraczało poza kontrolę partii - wyjaśnia ks. prof. Moskal.
Dla wielu Polaków wezwanie do przebaczenia było niezrozumiałe, a pamięć o okupacji, obozach koncentracyjnych i masowych zbrodniach była wciąż żywa. Reakcje społeczne były więc podzielone.
Owoc pojednania widoczny po latach
Z perspektywy czasu widać jednak, jak przełomowy był to gest.
- Orędzie stało się pierwszym krokiem do polsko-niemieckiego pojednania i ułatwiło kontakty obu episkopatów - podkreśla dr Ewa Rzeczkowska z KUL.
Jednym z najbardziej wymiernych skutków było podpisanie 7 grudnia 1970 roku układu między PRL a RFN, w którym oba państwa uznały nienaruszalność granicy na Odrze i Nysie. Po ratyfikacji układu w 1972 roku Stolica Apostolska mogła ustabilizować struktury kościelne na tzw. Ziemiach Odzyskanych.
Ale znaczenie orędzia wykracza daleko poza politykę.
- Biskupi przypomnieli, że przebaczenie nie może zależeć od kalkulacji czy lęku. Wskazali, że tylko ono pozwala przerwać spiralę krzywd. Nie tuszuje zła, ale otwiera drogę do uzdrowienia i odbudowy relacji - podkreśla ks. prof. Moskal.
Orędzie stało się więc moralnym zaproszeniem do wspólnej drogi. Drogą odwagi, wrażliwości i duchowej siły. Pojednanie polsko-niemieckie, które dziś wydaje się oczywiste, zaczęło się właśnie od tych kilku słów o przebaczeniu, wypowiedzianych w czasach, gdy wydawały się one najtrudniejsze.
(obraz) |