Nowy numer 13/2024 Archiwum

Miłość w odcieniach szarości

- Jesteśmy ofiarami kreowania przez media stereotypu o romantycznej, namiętnej, niekończącej się miłości. Kochać możemy tylko tę osobę, którą znamy i przed którą odsłoniliśmy swoje własne wnętrze – mówi Agnieszka Sadło, psychoterapeutka pracująca z parami i małżeństwami.

- Zakochanie i miłość to nie to samo. To naturalne, że każda relacja ulega przemianie i z roznamiętnionej pary musimy zamienić się w końcu w dojrzałych partnerów, samodzielnie dbających o podtrzymywanie miłosnego żaru. To, że przestaliśmy odczuwać zafascynowanie związkiem, nie oznacza, że nasze uczucie do partnera wygasło. Być może wkroczyło ono w kolejny etap, który rządzi się swoimi prawami i, choć nie jest już zdominowany przez pożądanie, daje poczucie bezpieczeństwa, prowadząc do życiowego spełnienia. Zakochać można się wiele razy, kochać naprawdę tylko raz - wyjaśnia.

- Polska to kraj, w którym walentynki nie mają łatwego żywota. Święto zakochanych znajduje co prawda wielu zwolenników, jak wszystko co modne, jednak równie dużo osób deklaruje, że tego dnia nie robi nic specjalnego. Polacy często krytykują to „święto” jako zamerykanizowany zakupowy szał, który po prostu ma podnieść sprzedaż pluszowych misiów, kwiatów czy kartek w kształcie serca z miłosnymi wyznaniami - analizuje psychoterapeutka współpracująca z katolickim stowarzyszeniem „Agape” w Lublinie.

- Tak naprawdę mamy nasze rodzime walentynki, czyli Noc Kupały, które przypadają na 23 czerwca, w wigilię wspomnienia św. Jana. Jest to święto powitania lata, a zarazem święto miłości. Dawniej w tę „magiczną” noc rozpalano wielkie ogniska, przy których zbierali się ludzie. Wokół ogniska tańczono, śpiewano i wróżono. Głównie w tańcach brały udział niezamężne panny, które śpiewały miłosne pieśni i chciały w tę noc dowiedzieć się, czy wyjdą za mąż. Przez ogniska też skakano. Robili to przeważnie chłopcy, ale skakano też w parach. Jeśli trzymającej się za ręce parze udało się przeskoczyć razem przez ogień, wróżyło to szczęście ich miłości. Szkoda, że to właśnie święto nie przyjęło się jako dzień zakochanych - tłumaczy A. Sadło.

Nie wszyscy są przekonani do zasadności istnienia święta zakochanych. - Myślę, że ten dzień jest dobrym pretekstem do dyskusji o zakochaniu i miłości właśnie. Walentynki to przecież święto zakochanych, a nie kochających się. Celebruje się tego dnia niestety zewnętrzną powłokę miłości - czułe słówka, gesty, łzawą romantyczność, słodkie kłamstewka. Pojęcia zakochania i miłości to nie to samo, choć bywają używane zamiennie. Otóż można być i zakochanym, i kochać. Można nawet nienawidzić daną osobę, jednocześnie ją kochając. Dzieje się tak, ponieważ za miłość odpowiedzialne są uczucia, a za stan zakochania emocje. Emocje uważane są za bardziej nietrwałe niż uczucia. Jeśli emocje i miłość można do czegoś porównać, to miłość byłaby jak jednolicie i długo tlący się płomień świecy, a zakochanie jak eksplozja, która szybko wygasa. Można także zakochać się w konkretnej osobie (emocje), ale nigdy jej nie pokochać (uczucia) – wyjaśnia psychoterapeutka.

I dodaje: - Namiętność, intymność i zobowiązanie - to według psychologów trzy elementy miłości. Ich natężenie i proporcje decydują o tym, na którym etapie jest związek i w jakim kierunku zmierza. Każda z tych cech charakteryzuje się odmienną intensywnością w poszczególnych fazach stałego związku. Podczas gdy na początku dominuje namiętność, z czasem wzmacnia się potrzeba intymności i gotowość do zobowiązania. Zakochanie jest jak narkotyk. Ten stan bywa nawet porównywany do krótkotrwałej choroby psychicznej! Kiedy jesteśmy zakochani, postrzegamy obiekt naszych uczuć w samych superlatywach, idealizując jego wygląd i charakter. Jest to z jednej strony urocze, z drugiej zaś niebezpieczne, bo stajemy się bardziej podatni na zranienia i manipulację.

« 1 2 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy