Nowy Numer 16/2024 Archiwum

Najnowsze świadectwo uzdrowienia z Wąwolnicy

Kiedy Małgosia, mama Ines, dowiedziała się, że jest w ciąży, od razu zaproponowano jej aborcję, twierdząc, że dziecko, jeśli w ogóle się urodzi, będzie kaleką.

Opowieść Małgorzaty Grabowskiej zaczyna się od poważnych problemów. – Jakiś czas wcześniej uległam wypadkowi i miałam złamany kręgosłup. Wszystko bolało mnie tak bardzo, że dostawałam silne zastrzyki przeciwbólowe długo po tym, jak złamanie się zagoiło. Kiedy okazało się, że spodziewam się dziecka, pani doktor słysząc, jakie leki przyjmowałam do tej pory, powiedziała, że z tego dziecka nic nie będzie i zaproponowała aborcję. Nie zgodziłam się – mówi pani Małgorzata.

Widząc w Matce Bożej jedyny ratunek, każdego dnia wsiadała w autobus MPK i jechała do lubelskiej katedry do Matki Bożej, prosząc ją o zdrowie dla swego maleństwa. Przez dziewięć miesięcy nie opuściła żadnego dnia w swojej modlitwie.

– Kiedy poszłam rodzić, miałam bardzo mały brzuch. To było 33 lata temu i zupełnie inne czasy. Lekarz, który mnie przyjmował, w mojej obecności powiedział do pielęgniarek, że to dziecko, to pewnie będzie jakiś pokurcz. Tymczasem urodziłam piękną, zdrową córeczkę o bujnych czarnych włoskach, którą wszyscy się zachwycali. Wiem, że to łaska Matki Bożej – opowiada Małgosia.

Mijały lata, Ines rosła i choć losy jej rodziny były początkowo bardzo trudne, dziewczyna wyrosła na piękną i pełną radości kobietę.

– Nasza historia rodzinna jest skomplikowana, ale odkąd pamiętam, jeździłam z mamą do Matki Bożej w Wąwolnicy. Czasem zdarzało się, że w ciągu tygodnia wsiadałyśmy w samochód i jechałyśmy tam na Mszę. Zawsze dawało to nam spokój. Niestety, przez ostatnie lata zdarzało się to bardzo rzadko – mówi Ines. Wszystko z powodu problemów, jakie zaczęły się cztery lata temu. Ines nagle przestała spać.

– Początkowo było to dziwne doświadczenie. Dom usypiał, cichło miasto tak, że nawet samochody przestawały jeździć, a sen nie nadchodził. Chodziłam więc po domu, próbowałam zająć się jakimiś sprawami, by zabić czas. Gdy rano dzwonił budzik u mamy w pokoju, ja wciąż nie spałam – opowiada Ines.

Po kilku nieprzespanych nocach zgłosiła się do lekarza. Zaczęły się leki nasenne, ale nic nie działało.

– Czasem udawało mi się zasnąć na 15 minut. Jak spałam w ciągu doby pół godziny, to był sukces. Wylądowałam w szpitalu neuropsychiatrycznym, ale bez rezultatów. Silniejszych leków nasennych niż te, które dostawałam, nie było – mówi dziewczyna.

« 1 2 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy