Kiedy kilka tygodni temu pisaliśmy o chadecji, na okładce „Gościa (nr 20 z 19 maja) umieściliśmy kruszący się mur. Przesłanie było jasne – chrześcijańska demokracja w Europie jest w stanie rozpadu.
Nasz Kościół trochę przypomina piorunochron. Podczas każdej burzy przyciąga wszystkie pioruny. Jeżeli z nieba lecą gromy, można być pewnym, że trafią w Kościół.
Wreszcie – tak najkrócej można podsumować książkę ks. Dariusza Walencika o tym, co Kościołowi po 1945 r. komunistyczne państwo zabrało i co starano się mu zwrócić po 1989 r.
Po relacjach i komentarzach, jakie pojawiły się w związku z wywiadem udzielonym przez abp. Józefa Michalika dla „Rzeczpospolitej” (nr 124 z 29–30 maja), mogło powstać wrażenie, że Kościół zmienił zdanie w sprawie in vitro.
Obrońcy życia dzieci nienarodzonych, szczególnie w USA, zauważyli pewną prawidłowość.
Wiele razy pisałem w tym miejscu, że współczesności najbardziej brakuje odniesienia do Pana Boga.
Niby każdy wie, że tylko rodzice mają prawo do wychowywania swoich dzieci i nikt nie może im w tym przeszkodzić.
Czy warto kruszyć kopie o możliwość zdawania matury z religii? Przecież – powiedzą sceptycy – nawet piątka na maturze z religii niekoniecznie musi iść w parze z głęboką wiarą. To święta prawda.
Zacznę cytatem: „Czasem mam wrażenie, że chrześcijanie w Europie wstydzą się, że są chrześcijanami.
Dwa wydarzenia z zeszłego tygodnia przeszły bez większego echa.
Wygląda na to, że Twoja przeglądarka nie obsługuje JavaScript.Zmień ustawienia lub wypróbuj inną przeglądarkę.