Żonglerka na najwyższym szczeblu

Głównym celem władzy komunistycznej było opanowanie KUL-u przez osoby lojalne wobec PRL, a wykonawcą tych działań była SB.

Chodziło o to by sprawę załatwić w rękawiczkach, a więc rękami samych kulowców. Do tego celu służyło werbowanie lub urabianie tych pracowników naukowych, którzy mieli szansę na wejścia w skład senatu, który w głosowaniu wybierał rektora i prorektora. Elektorami byli dziekani i prodziekani, a więc w tym kierunku podejmowane były działania operacyjne, by stanowiska te objęli ludzie związani w jakiś sposób SB, niekoniecznie formalną współpracą, ale dającą gwarancję „właściwego” głosowania.

Pierwszy po Październiku ’56 wybór rektora, który także odbył się w dość dramatycznych okolicznościach (reasumpcja głosowania) nie był zbyt dobrze monitorowany przez SB, która sama podlegała daleko idącej fluktuacji (redukcje, odejście ze służby doświadczonych funkcjonariuszy) i w rezultacie rektorem został ks. prof. Marian Rechowicz, a prorektorem ks. doc. Józef Rybczyk, do niedawna więzień stalinowski (był bliskim współpracownikiem bpa Czesława Kaczmarka), a zastępcą prorektora został prof. Zdzisław Papierkowski, wybitny karnista, ale także świetny znawca prawa administracyjnego (w II RP sędzia Najwyższego Sądu Administracyjnego), który po likwidacji Wydziału Prawa został na uczelni, oddając jej nieocenione zasługi w zakresie prowadzonych przeciwko KUL-owi różnego rodzaju postępowaniach administracyjnych. Następne wybory były już monitorowane przez SB, ale mimo negatywnego stosunku do aktualnej ekipy rektorskiej nie udawało się jej zmienić, aczkolwiek zawsze była możliwość zablokowania wyboru rektora przez MSzW, jednak nie skorzystano z tej możliwości, uznając status quo. Kłopoty zdrowotne ks. rektora Rechowicza i jego ostateczna rezygnacja z kolejnej kadencji rektorskiej spowodowały w 1965 r. ciekawą sytuację, mianowicie dość niespodziewanie rektorem został wybrany ks. doc. Władysław Smoleń jako reprezentant grupy profesorów kontestujących system komunistyczny. SB natychmiast zareagowała, monitując przełożonych i MSzW, by nie zatwierdzić tej nominacji. Naczelnik Wydziału IV w Lublinie praktycznie codziennie słał meldunki do Warszawy, informując o nastrojach panujących na KUL-u. Ostatecznie minister nie zatwierdził tej kandydatury, m.in. wykorzystując statut KUL-u z 1938 r., który zakładał, że rektorem może być tylko osoba z tytułem profesora, a ks. Smoleń miał stopień docenta. W zaistniałej sytuacji rozpoczęło się poszukiwanie kompromisowej kandydatury. W opiniach kierowanych do MSzW sugerowano, że osobą, za którą nie stał żaden „układ”, był ks. prof. Wincenty Granat i to on mógłby zostać rektorem. Dla SB dodatkowym atutem był fakt, że w czasie jego dyrektorowania konwiktem przeprowadzili dwukrotnie skuteczną akcję dezintegracyjną wobec księży o krypt. „Teofil”, a ks. Granat okazał dużą tolerancję wobec księży łamiących regulamin konwiktu.

Podejmowane przez SB działania miały na celu doprowadzenie do wyborów osoby ks. prof. Mieczysława A. Krąpca, który od dłuższego czasu był przez nich lansowany na rektora. Służyły temu działania osłabiające grupę prof. Czesława Strzeszewskiego, który uznawany był przez SB za osobę najbliższą prymasowi Wyszyńskiemu, natomiast o. Krąpiec nie był admiratorem polityki prymasa wobec KUL-u i różnił się jego wizją. Funkcjonariusze podjęli więc działania mające na celu wzmocnienie tej grupy, m.in. poprzez blokadę habilitacji osobom z grupy prof. Strzeszewskiego, np. ks. dr. Józefowi Majce, a ułatwieniom dla ludzi o. Krąpca, np. ks. dr. Marianowi Kurdziałkowi. Innym sposobem było wykorzystywanie statutu KUL, który przewidywał emeryturę po osiągnięciu 70 roku życia. Wskazywano takie osoby, np. prof. Natalię Han-Ilgiewicz. Do „ucierania” kandydatur na stanowiska funkcyjne wykorzystywano agenturę wpływu, jak się ostatnio określa tego rodzaju działania. 

Ciąg dalszy nastąpi. Zapraszamy na lublin.gosc.pl

Przeczytaj także

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..
TAGI: