Pracownicy naukowi i studenci KUL funkcjonowali w dychotomii. Byli pod wielkim ciśnieniem władzy komunistycznej, która nie przebierała w środkach, by od wewnątrz rozbić katolicką uczelnię.
Inwigilowali DA
W Duszpasterstwie Akademickim zarejestrowany był jako TW „Student” ks. Andrzej Koprowski, który w 1971 r. objął jego kierownictwo na miejsce aresztowanego o. Huberta Czumy i kierował nim do 1979 r. Odbywał wtedy dość regularne spotkania z funkcjonariuszem SB Wituchem, jednak jak twierdzi były one konsultowane z przełożonymi zakonu i rektorem KUL. Jeżeli miały one na celu spacyfikowanie działalności opozycyjnej, przynajmniej w Duszpasterstwie Akademickim KUL, to rzeczywiście osiągnął o. Koprowski sukces, ponieważ prawie wszyscy studenci KUL, którzy, mniej lub bardziej kontestowali system komunistyczny przenieśli się do duszpasterstwa prowadzonego przez o. Ludwika Wiśniewskiego przy klasztorze oo. dominikanów. Jako diecezjalny duszpasterz miał możliwość wpływania na działalność innych duszpasterstw, co też starał się czynić.
Pominąłem tutaj prawie zupełnie rejestracje studenckie, a odgrywały one nie mniej istotną rolę. Podałem przykład studenta psychologii Drozdowskiego w esbeckiej prowokacji krypt. „Teofil”, ale inni TW spośród studentów także brali aktywny udział w innych działaniach dezintegracyjnych. Funkcjonariusze typowali na potencjalnych tajnych współpracowników tych, którzy mieli szerokie towarzyskie kontakty, łatwo nawiązywali znajomości, cieszyli się zaufaniem kolegów i wykładowców, działali w stowarzyszeniach akademickich lub poprzez długie studiowanie („wieczni studenci” na KUL-u nie należeli do rzadkości) byli umocowani w środowisku. Osobną grupę stanowili ci, którzy mogli po studiach zrobić karierę naukową, kościelną lub cywilną w koncesjonowanych stowarzyszeniach katolickich lub redakcjach prasowych periodyków związanych z Kościołem.
Ten smutny przegląd aktywów jakimi dysponowała SB na KUL-u może sprawiać wrażenie, że był całkowicie przeżarty agenturą, jednak rzeczywistość była całkiem inna. Piszę to jako historyk i świadek jednocześnie, który z lubelską uczelnią związał blisko 20 lat swojego życia jako student i jako pracownik. Większość tych osób znałem, a z niektórymi miałem zajęcia. Owszem, byli wśród kulowców agenci, nawet z przysłowiowej górnej półki, jednak większość pracowników naukowych nie dało się zwerbować, a nawet niektórzy, których na krótko SB zarejestrowała potrafili wyrwać się z tego kręgu zła i zapisać chwalebne karty w kontestowaniu systemu komunistycznego bądź czynnie wspierając w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych opozycję antykomunistyczną lub w sposób nieskrępowany prowadzić wykłady bez ideologicznego obciążenia czy to z historii, literatury, czy filozofii. Warto w tym miejscu pokazać te postaci, jak rektora Słomkowskiego, który wbrew polskiemu podziemiu i rządowi polskiemu w Londynie postanowił otworzyć Uniwersytet już w 1944 r., wiedząc, że warto to uczynić nawet jeżeli wydawało to się nierozsądne. Piękną kartę zapisał ks. rektor Marian Rechowicz, który wraz z ks. Józefem Rybczykiem i prof. Zdzisławem Papierkowskim potrafili zachować KUL w niezmienionym kształcie w okresie, kiedy groziła mu de facto likwidacja. Piękną kartę zapisał na swoim koncie kolejny rektor ks. prof. Wincenty Granat, który z własnej kieszeni płacił nałożone na studentów KUL grzywny za udział w manifestacji podczas wydarzeń marcowych w Lublinie w 1968 r.
Warto pamiętać o tych wykładowcach, którzy wybrali pracę na KUL-u z całą świadomością wszystkich trudności, które ich czekały. Mam tutaj na myśli profesorów wileńskich: Czesława Zgorzelskiego, Irenę Sławińską, Leokadię Małunowiczówną, a także lwowskich: wspomnianego ks. prof. Rechowicza, ks. Józefa Nowickiego, Zdzisława Papierkowskiego, o. Romualda Gustawa, o. Andrzeja Krupę, ks. Stanisława Łacha, ks. Władysława Poplatka czy ks. Edwarda Kopcia. Właśnie profesura wileńsko-lwowska była uważana przez SB za najbardziej reakcyjną. Może z powodu doświadczeń z czasów sowieckiej okupacji tych terenów. Piękną kartę w historii KUL-u zapisał prof. Ignacy Czuma i jego dwaj synowie związani z lubelską Uczelnia Łukasz i o. Hubert. Energicznie zwalczany był inny z duszpasterzy akademickich, który wychował sporą gromadę światłych studentów, czyli o. Tomasz Rostworowski, a wcześniej o. Jerzy Mirewicz. Przewodnikami po niezafałszowanej historii i metodologicznie nieuwikłanej w marksizm byli dla studentów profesorowie: Jerzy Kłoczowski, Zygmunt Sułowski, Władysław Rostocki, Jan Ziółek, Jan Skarbek, siostry Witkowska i Borkowska, Wiesław Müller, Ryszard Bender, Krzysztof Kozłowski, Ludomir Bieńkowski, Stanisław Litak, o. Jan Maria Szymusiak, Edward Zwolski, Ewa i Czesław Deptułowie, Władysław Bartoszewski, Tomasz Strzembosz, Stefan Sawicki, Tadeusz Chrzanowski, Barbara Filarska i wielu innych. Na pozostałych wydziałach także byli wspaniali wykładowcy i niezłomni wobec komuny, jak. prof. Strzeszewski, prof. Teresa Rylska, Hanna Waśkiewicz, Teresa Kukołowicz, Konstanty Turowski, Jan Turowski, Karol Wojtyła, ks. Józef Pastuszka, Jerzy Gałkowski i Maria Braun Gałkowska, ks. Józef Majka czy Andrzej Paluchowski i inni, którzy nie dali się zwerbować, a wręcz przeciwnie intensywnie byli zwalczani przez SB tak podłymi metodami, jak rozpowszechnianie w środowisku plotek o ich współpracy z SB, np. dr Jerzy Rebeta. Potrafiono w ten sposób zszargać niejednej osobie dobre imię Warto też wiedzieć, że dzięki prywatnym kontaktom ww. profesorów młodzi adepci nauk humanistycznych mogli mimo przeszkód stawianych przez SB zrobić doktoraty i przeprowadzić habilitacje na państwowych uniwersytetach.