Pracownicy naukowi i studenci KUL funkcjonowali w dychotomii. Byli pod wielkim ciśnieniem władzy komunistycznej, która nie przebierała w środkach, by od wewnątrz rozbić katolicką uczelnię.
Powielaczowa rewolucja
Mimo intensywnych działań SB nie udało się zainstalować na KUL-u Socjalistycznego Związku Studentów Polskich, mimo nacisku rektora Krąpca, więcej powstała na uczelni młodzieżowa organizacja studencka całkowicie niezależna od władzy komunistycznej. Studenci KUL, mimo szykan i aresztowań nie dali się zastraszyć i właśnie na KUL-u rozpoczęli „rewolucję powielaczową”, która pozbawiła władzę monopolu prasowego i książkowego. Studenci z wilczymi biletami po marcu ’68 mogli na KUL-u skończyć studia, w czym pomógł ustępujący rektor Granat, mając ciche poparcie prymasa Wyszyńskiego.
Najtrudniej jest mi ocenić sytuację związaną z o. Krąpcem. Z jednej bowiem strony toczył dość bezpardonową walkę z prof. Strzeszewskim w czym miał bez wątpienia wsparcie prowadzącego go funkcjonariusza SB, gdyż prof. Strzeszewski był człowiekiem zaufanym prymasa Wyszyńskiego i to już wystarczało, by podejmować wszelkie kroki w jego zwalczaniu, uderzając w ten sposób w kulowców związanych z linią prymasa w Kościele w odniesieniu do relacji z państwem komunistycznym. Z drugiej strony o. Krąpiec dzięki tym rozmowom, także ze swoim młodszym kolegą z gimnazjum – Andrzejem Werblanem w końcu bardzo wysokim urzędnikiem partii komunistycznej potrafił rozbudować KUL, przeprowadzić modernizację starego gmachu, a co najważniejsze reaktywować neofilologie, utworzyć Wydział Nauk Społecznych, przygotować grunt pod reaktywowanie prawa świeckiego, szerzej otworzyć KUL na świat. Miał wypowiedzieć jednemu ze współpracowników: „Pan nawet nie wie, jak człowiek musi się czasem ześwinić”. Czy to wszystko może usprawiedliwić tę drugą, ukrytą stronę medalu?
Opór, niezłomność czy lojalność. Kariera za wszelką cenę czy jednak wierność pewnym niezmiennym zasadom. Żyć w prawdzie czy fałszu. Służyć Bogu i Ojczyźnie czy raczej Panu Bogu świeczkę a diabłu ogarek. W takiej dychotomii funkcjonowali pracownicy naukowi i studenci KUL. Byli pod wielkim ciśnieniem władzy komunistycznej, która nie przebierała w środkach, by od wewnątrz rozbić katolicką Uczelnię, posługując się na szeroką skalę agenturą i prowokacją, ale nie udało się władzy komunistycznej złamać KUL-u, a może bardziej kulowców, bo oni tworzyli Uniwersytet.
I jeszcze na koniec osobista refleksja. Między bajki należy złożyć opowieści o ewangelizowaniu esbeków, nieświadomości w kontaktowaniu się z funkcjonariuszami aparatu represji, prowadzenia rozmów za pełną wiedzą przełożonych itp. Nie było rozmów, które nie miałyby konsekwencji, nawet jeżeli interlokutorowi wydawało się, że przekazuje ogólnie znane lub nieistotne informacje. Prawie każda z nich była weryfikowana, a gdyby takie fantazjowanie powtarzało się, to taki agent po prostu był z sieci eliminowany. I to by było na tyle…