Nowy numer 22/2023 Archiwum

Służba – męska sprawa

– Ksiądz zabrał ręce, a ja dalej lałem wodę z ampułki. Ksiądz się śmiał i ja też się śmiałem razem z kolegami. Nie wiem tylko, czy Pana Boga to rozśmieszyło – zastanawia się Oskar, ministrant z Lublina.

Sobotni poranek. Przed kościołem przy ul. Bursztynowej w Lublinie duży ruch. Ministranci niosą na wieszakach białe komże. Wiatr ma uciechę. Na jednych komża leży jak ulał. Innym, tym najmniejszym, sięga za kolana. Jeszcze inni jej na razie nie noszą bo są kandydatami.

Usłyszeli wołanie

Niezależnie od wzrostu, wieku i doświadczenia wszyscy rozpoczynają zbiórkę od modlitwy przed obrazem matki Bożej Latyczowskiej, która od października ma swój dom w kościele przy Bursztynowej. – Chodzę do klasy czwartej szkoły podstawowej. Właśnie zostałem przyjęty do ministrantów – opowiada Kacper Kański. – Chciałem zostać ministrantem, żeby służyć Bogu przy ołtarzu. Bardzo mi się podoba to, co robię. Zdaję sobie sprawę, że bycie ministrantem zobowiązuje mnie do tego, żebym był bardziej grzeczny w szkole i w domu. Nie można być blisko ołtarza i sprawiać innym przykrość – dodaje Kacper. Kamil Witkowicz chodzi do trzeciej klasy. Też jest ministrantem od niedawna. Najbardziej podczas liturgii lubi obsługiwać gong. – Czułem, że Bóg mnie woła – mówi Kamil. – Inaczej się wstaje do szkoły, a inaczej na zbiórkę. Mógłbym pospać w sobotę dłużej, ale budzę się wcześniej sam – zapewnia.

Bóg też się śmieje

Oskar postanowił zostać ministrantem pod wpływem starszego brata. Służy przy ołtarzu od trzech lat. – Przyszedłem na zbiórkę, dobrze się sprawowałem i ksiądz mnie przyjął – opowiada Oskar Sternik. Ministranci tak jak inni chłopcy są energiczni, a czasem także... rozkojarzeni. – Kiedyś robiłem lavabo, czyli obmywanie księdzu rąk podczas Mszy św. Ksiądz zabrał ręce, a ja dalej polewałem wodę z ampułki. Ksiądz się śmiał i ja też się śmiałem razem z kolegami. Nie wiem tylko, czy Pana Boga to rozśmieszyło – zastanawia się Oskar. – Bardzo chciałem mieć więź z Panem Bogiem, dlatego zostałem ministrantem. Poprosiłem rodziców, a ci się zgodzili. Jestem bardzo szczęśliwy z tego powodu – dodaje Oliwier Rejch.

Ksiądz Attila

Chłopcy i rodzice podkreślają, że ta wyjątkowa atmosfera wśród ministrantów w parafii Matki Bożej Różańcowej to zasługa opiekuna, ks. Attili Hontiego oraz księdza proboszcza i pozostałych księży. – Na zbiórkach uczymy się, jak być ministrantem, jak trzeba postępować w kościele, w domu i szkole. Mamy też zajęcia sportowe i możemy oglądać filmy o świętych. Ksiądz jest miły i nie krzyczy, ma do nas dużo cierpliwości i wiele nam tłumaczy – twierdzi ministrant Piotr Gadaj. – Mój tata jest Węgrem, a mama Polką. To wyjaśnia również, skąd moje nietypowe imię. Przez dwa lata mieszkaliśmy na Węgrzech, a potem rodzice zamieszkali w Lublinie – mówi ks. Attila Honti, wikariusz w parafii MB Różańcowej w Lublinie. – Też byłem ministrantem. Potem lektorem. Tak zrodziło się powołanie do kapłaństwa – dodaje. – W naszej parafii mamy niemal 60 ministrantów. Uczę ich autentyczności przy ołtarzu. Staram się wpoić im zasady, które będą pożyteczne dla nich w przyszłości – wyjaśnia ks. Attila. Zadziwieni rodzice Często decyzjami i pomysłami swoich dzieci są zdziwieni sami rodzice. Niekiedy myślą, że może to chwilowy zapał lub ciekawość i wszystko minie. A okazuje się niekiedy, że determinacja najmłodszych jest zadziwiająca. Rodzice obecni na zbiórce ministrantów podkreślają, że liczą się z tym, że chłopcy w przyszłości zechcą wybrać drogę powołania kapłańskiego lub zakonnego. Są zgodni, że taki wybór byłby dla nich łaską. –

Moi synowie są ministrantami w naszej parafii. Młodszy został pociągnięty przykładem starszego – wyjaśnia Katarzyna Sudewicz, mama Michała i Patryka. – Starszy syn nie powiedział, dlaczego chce zostać ministrantem. Przyszedł kiedyś i oznajmił, że idzie na pierwszą zbiórkę. Zdaję sobie sprawę, że wpływ na te decyzje miała s. Estera, katechetka w naszej szkole. Mój mąż był ministrantem, jego bracia też, więc myślę, że również atmosfera naszego domu temu sprzyjała – dodaje pani Katarzyna. – Jest taka silna motywacja u chłopców, że w sobotę rano nie muszę ich budzić i poganiać. To zadziwiające. Cieszę się bardzo, że chłopcy są dumni z tego, co robią – dodaje mama ministrantów. Doświadczenia ministranckie ojców często wpływają na decyzje synów. – Mój starszy syn przyszedł kiedyś ze szkoły i powiedział, że chce być ministrantem. Poparłem jego pomysł, bo sam służyłem przy ołtarzu przez wiele lat. A wiara jest najcenniejszym skarbem, bo daje poczucie uporządkowania świata i człowieka – relacjonuje Krzysztof Borowicz, tata Wojtka i Michała. – Uważam, że jest to świetna okazja do tego, by kształtować młodego człowieka. Bo nie oszukujmy się, że dzieci czerpią dziwne wzorce w telewizji i szkole. A w kościele dostają wartości pewne i sprawdzone – dodaje pan Krzysztof. – Myślę, że zbiórki ministranckie budują pozytywne relacje miedzy chłopcami. Będziemy się starać, żeby nasze dzieci w przyszłości żyły tymi wartościami, które czerpią w kościele – podsumowuje Rafał Dmowski, tata Janka.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wyraź swoją opinię

napisz do redakcji:

gosc@gosc.pl

podziel się

Reklama

Zapisane na później

Pobieranie listy

Quantcast