Przedstawiciel protestujących rolników odczytał przed Lubelskim Urzędem Wojewódzkim w Lublinie petycję skierowaną do premier Ewy Kopacz, która zawiera 8 postulatów. Z rolnikami spotkał się wojewoda lubelski. Ale ci nie chcieli z nim rozmawiać.
Przedstawiciele rolników z terenu całej Lubelszczyzny zgromadzili się pod Lubelskim Urzędem Wojewódzkim w Lublinie. W proteście wzięło udział kilkaset osób. - Struktury związku krajowego organizują protesty w regionach kraju. My protestujemy przy urzędzie wojewody, natomiast w wielu miejscach odbywają się blokady, zgodnie z postanowieniami naszej centrali - wyjaśnia Teresa Hałas, przewodnicząca rady wojewódzkiej NSZZ RI Solidarność. - Generalnym postulatem protestu jest petycja do pani premier Kopacz. Chcemy przede wszystkim rozmawiać na tematy związane z rolnictwem, ponieważ strona rządowa od dawna nie prowadzi dialogu w tej sprawie. Załamały się cenowo wszystkie rynki, ceny upraw i trzody są według instytutów badawczych poniżej kosztów produkcji. Zboża nie dość, że były tanie, to doszedł jeszcze bezcłowy import zbóż spoza krajów unijnych, w tym z Ukrainy. My rozumiemy problemy Ukrainy, ale nie rozumiemy, dlaczego kupuje się zboże od naszego wschodniego sąsiada, a rolnicy z Polski na tym tracą. Domagamy się w związku z tym rekompensat – dodaje T. Hałas.
Rolnicy jednym głosem podkreślali, że chcą pracować, ale nie zgodzą się na trudne warunki, w jakich się znajdują. Podczas protestu pod Urzędem Wojewódzkim w Lublinie zapewniali, że PSL nie otrzyma od nich już więcej poparcia, jeśli nie wpłynie na swego koalicjanta. - Przyjechałem na protest, ale w głębi serca nie wierzę, że strona rządowa może cokolwiek zmienić, skoro weszliśmy w struktury Unii na niekorzystnych warunkach dla kraju rolniczego, jakim zdecydowanie jesteśmy - mówi pan Henryk.
- Jestem tu z powodu niekorzystnej sytuacji, w jakiej znaleźliśmy się ja oraz inni rolnicy. Decyzje władz naszego kraju oraz osób odpowiedzialnych za politykę rolną w strukturach unijnych wprowadziły niekorzystny przepis, w myśl którego nie kupuje się naszego zboża, lecz ukraińskie. Całkiem niedawno polityka głównych krajów członkowskich doprowadziła do tego, że sadownicy z Lubelszczyzny nie mogli sprzedać swoich jabłek do Rosji - mówi Andrzej Madej ze Starej Wsi koło Bychawy. - Mam gospodarstwo o powierzchni 80 ha. Uprawiam kukurydzę i zboża. Bez kredytów nie jestem w stanie rozpocząć prac wiosennych. Sprzedaż kukurydzy i zboża nie przynosi bezpiecznego dochodu. Wprowadzenie importu bezcłowego z Ukrainy jest nieuczciwą konkurencją i pogarsza naszą i tak trudną sytuację - dodaje Madej.
- Jestem hodowcą trzody chlewnej w cyklu zamkniętym. Pracuję w tym sektorze ponad 20 lat, ale tak trudnej sytuacji jak dzisiaj jeszcze nie było. Ceny zmuszają rolników, by protestować. Zamiast redukcji pogłowia dzików, które przyczyniły się do afrykańskiego pomoru świń, a co za tym idzie do obniżenia kosztów sprzedaży wieprzowiny i zamknięcia wielu gospodarstw, rząd wprowadził bioasekurację w gospodarstwach. Polega to na konieczności posiadania szczelnych ogrodzeń, umywalek w oborach, pryszniców i mat dla zwierząt. To jest potrzebne, ale hodowców nie stać na to, by w ten sposób wyposażyć gospodarstwo. Jak można inwestować, skoro sprzedajemy coraz taniej? - zastanawia się Gustaw Jędrejek, rolnik z gminy Garbów.
- Uczestniczyłem również w protestach rolników w Brukseli. Tam nie traktowano nas jak przestępców. A proszę zobaczyć, ile policji dzisiaj nas obserwuje. A poza tym dziennikarze wychwycą i pokażą tylko fragmenty, które nas, prostych rolników, przedstawią jako zacofanych i ciemnych. Nie widziałem, żeby w telewizji na temat rolnictwa wypowiadał się kiedykolwiek rolnik. Mamy dość słuchania pana ministra Sawickiego. Wielu polityków nas obraziło. Nie jesteśmy złodziejami. Chcemy, by nas traktowano jak rolników z innych krajów wspólnoty europejskiej - dodaje Bogdan Olewski, rolnik z gminy Komarów.