- Baby to miały za swoje. I dzieci w domu, i jagód nazbierać, i do Lublina sprzedać, bo podatku nie było za co zapłacić. Przecie musowo było utargować za coś. Baby, jak nazbierały jagód, kaszy, mleka czy śmietany, chodziły do Lublina piechotą - opowiada pani Teodozja.
Wiejska wspólnota
W latach 50. ubiegłego wieku na wsiach nie było jeszcze elektryczności, a na naftę nie każdego było stać. Poniekąd, dzięki temu rozwijała się wspólnota - Zbieraliśmy się wszyscy w jednym domu, przy jednej lampie naftowej i siedzieliśmy. A to się na drutach porobiło, a to pierze się skubało - wspomina z sentymentem pani Teodozja.
- Jak się łąki wykosiło, jak buraki ogracowałam to wraz grabie brałam na łąki i graczkę. Teraz to więcej pogody się słucha na sianokosy, a pierw to dopiero się kupki [siana] rozrzuciło, a tu chmura naszła i już deszcz zaczyna padać. To nieraz komuś pojechałam pomogłam, bo u siebie było siano zabrane, a teraz kto by się domyślił - mówi.
- Z mężem pojechaliśmy pod Wieprz łąki kosić, a kobyła była prędka. Żeby tylko podjechać, raz dwa włożyć i już wracać. Trochę nakładłam, a to przecież trzeba zagrabywać. I ta kobyła… Co ja trochę podeszłam do przodu podać - to ta kobyła ruszała. Kobyła ruszyła i dziadek spadł z wozu. Jak spadł, zaczął kląć, a był nerwowy, zostawił mnie i pojechał sobie do domu. To ja sobie myślę, Boże kochany, co tu zrobię? Ani siana zwalać, ani wejść na wóz, nie zdążę, bo kobyła ruszy. Nie to, że traktorem to siądziesz i jedziesz jak ci pasuje. A tu ruszy ci nagle kobyła i spadniesz pod wóz. Tak siedziałam pod olszakiem i nie wiedziałam co robić, albo uwiązać konia do olszyny i iść na piechotę do domu albo czekać. I tak siedziałam, przyjechał Janek, sąsiad, to poprosiłam go, żeby przytrzymał kobyłę, żebym tylko mogła wejść na wóz. Wlazłam na wóz i pojechałam z tym, co było na furze do domu. Dzięki Bogu, że on akurat przyjechał po swoje siano, bo tak nie miałabym wyjścia. Trza by było nocować na polu – opowiada Krystyna.
Dzisiejsze życie na wsi wygląda zupełnie odmiennie niż to sprzed kilkudziesięciu lat. - Nikt nie jest w stanie sobie wyobrazić jak to było kiedyś, jeśli tego nie przeżył - podkreśla pan Grzegorz, i trudno się z nim nie zgodzić. Choć nie warto porównywać wczoraj i dziś, z pewnością warto poznawać ludzi, którzy swoją pracowitością przyczynili się do tego jak wygląda dzisiejsza wieś.