- Raz zapytaliśmy matkę zmarłego młodego mężczyzny o jego wolę. Nic nie wiedziała. Po godzinie zadzwoniła i powiedziała, że po rozmowach z przyjaciółmi syna jest pewna, że chciałby oddać swoje narządy - opowiada transplantolog.
Transplantologia w Lublinie jest rozwijana w Klinice Chirurgii Ogólnej i Leczenia Żywieniowego w PSK 4 przy ul. Jaczewskiego.
- Nasze działanie jest oparte na współpracy z instytucją rządową o nazwie Poltransplant, czyli z centrum koordynacyjno-organizacyjnym zależnym od ministra zdrowia. Tam prowadzony jest centralny rejestr sprzeciwów oraz lista oczekujących na przeszczep. Gdy rozpoznajemy śmierć mózgu potencjalnego dawcy, zgłaszamy ten fakt do Warszawy i rozpoczyna się akcja ewentualnego pobrania i przeszczepienia organu lub organów - wyjaśnia transplantolog.
Nerkę czy fragment wątroby może przekazać osoba żyjąca, najczęściej członek rodziny. - W Lublinie ostatnio pozyskujemy mało narządów, stąd liczba przeszczepów też jest niska. Nie mamy tu jeszcze rozwiniętego dawstwa rodzinnego czyli pobierania narządów od osób żywych, bo rodziny osób leczonych zastępczą nerką nie są tym zbyt zainteresowane. Obecnie prowadzimy akcję uświadamiającą rodziny pacjentów dializowanych. Przecież chory człowiek nie zwróci się do krewnego z prośbą o oddanie nerki. Uświadamiamy rodzinom taką możliwość. Ale są to niezwykle rzadkie przypadki, że ktoś ofiarowuje swoją nerkę - wyjaśnia prof. Rudzki.
Lepiej jest z pozyskiwaniem narządów od osób zmarłych, ale sytuacja jest daleka od satysfakcjonującej.
- Mamy możliwości, żeby tych przeszczepów wykonywać więcej, bo mamy zaplecze specjalistów, jest dobra baza lokalowa i zabezpieczenie finansowe. Nigdy nam się nie zdarzyło, aby NFZ nie zapłacił za taką procedurę. Problemem jest tylko pozyskanie narządów do przeszczepów - tłumaczy.
W 2009 r. rozpoczęto akcję „Partnerstwo dla transplantacji”. Zaangażowano władze, które są pracodawcami dla dyrektorów szpitali.
- Rozpoznawanie śmierci człowieka w mechanizmie śmierci mózgu jest obowiązkiem lekarskim wynikającym z jego zawodu. Nie można się tu kryć za źle pojętą etyką. Jeśli lekarze będą to robić, będziemy mieli zwiększoną rozpoznawalność śmierci w mechanizmie śmierci mózgu i będziemy mogli myśleć o pobraniach - analizuje specjalista.
- Niekoniecznie śmierć mózgu musimy rozpoznawać wyłącznie w kontekście pobrania narządów. Istnieje pojęcie „leczenia bez sensu”, czyli chodzi tu o sytuację, gdy pacjent leży na oddziale np. neurologicznym, jego mózg nie żyje, lekarz zdaje sobie z tego sprawę, a nie wykonuje procedur i czeka aż serce stanie. A tymczasem trzeba rozpoznać zgon, odłączyć od respiratora i pochować ciało - wyjaśnia prof. Rudzki.
Ustawa dopuszcza również pobranie narządów od pacjenta z rozpoznanym mechanizmem nieodwracalnego ustania krążenia.
- Mamy szczegółowe procedury. Tu poszerza się możliwość szerszego pozyskania narządów, ale też potrzebna jest większa współpraca z lekarzami różnych specjalizacji. Wiele lat jeszcze upłynie zanim dojdzie do tego w naszym kraju. Mamy rok 2016, instrukcja dotycząca rozpoznania i wdrożenia procedury pobrania narządu od zmarłego w mechanizmie nieodwracalnego ustania krążenia obowiązuje od pięciu lat. A w Polsce tylko trzy razy odbyła się tego typu próba - tłumaczy.