Zaskakiwał ludzi swoją wrażliwością i bystrością umysłu. Był budowniczym mostów. Podczas dwudniowej konferencji analizowano jego dorobek naukowy. Poświęcono mu także wieczór wspomnień.
Świadek wrażliwości i lustracja
Abp. Życiński był zainteresowany tym, co się działo w Polsce w kontekście lustracji. Opowiadał o tym prof. Janusz Wrona z UMCS. - Walczył o to, by lustracja przebiegała w duchu ewangelicznym. Ludzie, którzy uchwalili ustawę o IPN, przyjęli zasadę, że wszystko, co jest [w archiwach instytutu red.], jest prawdziwe, że ma charakter kanoniczny, gotowy do przyjęcia przez wszystkich. On odcinał się od takiej interpretacji, ale chciał, by poznawać i badać te archiwa. Dlaczego walczył z takim postrzeganiem lustracji? Napisał kiedyś: - „Nasz chrześcijański humanizm musi przejawiać się w szacunku do człowieka, którego nim się oskarży - należy mu dać prawo, by zabrał głos, przedstawił swoje racje, opisał kontekst. W żadnym wypadku nie wolno nam stawiać na tej samej płaszczyźnie tych, którzy zdradzali robiąc karierę i szukając korzyści finansowych i tych, którzy zastraszani i złamani, nie wytrzymywali presji i przez pewien czas zgadzali się na współpracę, potem się z niej wycofywali. Nie wolno niszczyć dobrego imienia, jeśli chcemy powtórzyć, że fundamentem naszego życia jest Chrystus”. - Wówczas był to głos wołającego na puszczy, który ściągał na niego niesamowite ataki i pomówienia, otwarte lub ukryte. Powiedziałbym, że w większości przypadków arcybiskup nie znajdował zrozumienia dla swojego stanowiska.
Księża wobec bezpieki
Prof. Janusz Wrona przywołał też poruszające wydarzenie w związku z promocją książki ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego „Księża wobec bezpieki” w Chatce Żaka w Lublinie, która odbyła się w marcu 2007 r. - Ta dyskusja pokazała wielkie osamotnienie abp. Życińskiego. Jego na tej dyskusji nie było. W momencie, gdy ks. Isakowicz-Zaleski wręcz oskarżył abp. Życińskiego, że jest on źródłem swoistego zła, że przez jego postawę nie da się dokonać prawdziwej lustracji w Kościele, podjęła to właściwie też sala. Nie ukrywam, że było to dla mnie traumatyczne doświadczenie - wspomina prof. Wrona.
Następnie opowiedział zebranym rozmowę z abp. Józefem po promocji w Chatce Żaka. - Kiedy następnego dnia relacjonowałem to spotkanie abp. Życińskiemu i różne wątki jakie się tam pojawiały, zadałem mu pytanie: „Skąd wzięła się osobista niechęć, a może nawet użyłem słowa nienawiść do jego osoby, ze strony krakowskiego kapłana”? - Abp Józef spojrzał na mnie i spokojnie odpowiedział: - „Znam Tadzia. Różnimy się temperamentem i życiowym doświadczeniem. To jest zwykła różnica opinii, do której każdy ma prawo”. A potem delikatnie perswadując, prosił mnie żebym nie przypisywał ks. Isakowiczowi-Zaleskiemu złych emocji i intencji wobec jego osoby. Byłem po ludzku zdziwiony. Zrozumiałem, że abp Życiński żył Ewangelią - kontynuował prof. Wrona. Podczas kolejnych zdań uświadamiał zebranym, że abp Życiński bardzo cierpiał z powodu nieustannych ciosów i ataków. - Był bardzo wrażliwy, bolało go to, ale się nie użalał. Jego głos w sprawie lustracji był jedynym wyrazistym głosem hierarchy w Polsce. On się nie uląkł - podsumował prof. UMCS.
Jestem Józef, wasz brat
Na zakończenie wieczoru wspomnień, głos zabrał abp. Stanisław Budzik. - Znałem abp. Józefa przez 21 lat. Gdy przyjechał do Tarnowa nowo mianowany biskup tarnowski, zobaczyłem go po raz pierwszy. Ten pierwszy dzień w diecezji tarnowskiej był już zapowiedzią tego, co będzie się działo w całym jego życiu i działalności biskupiej, bo w tym pierwszym dniu zdążył podjąć już kilka decyzji, zapowiedzieć wiele akcji i wzbudzić serdeczny entuzjazm słuchaczy mówiąc: „Jestem Józef, wasz brat”. Gdy wypowiedział to w sali seminarium duchownego, wobec kilkuset alumnów, wzbudziło to niesamowity aplauz. Potem jego komentarz do tego aplauzu: „Moi drodzy alumni, przemieńcie energię kinetyczną waszych oklasków na adorację Chrystusa” - wspominał metropolita lubelski.
- Po siedmiu latach, nastąpiła nowa cezura w jego życiu. Przywiozłem go, jako kierowca i towarzysz do Lublina, jako nowo mianowanego arcybiskupa lubelskiego. Było to w czerwcu 1997 r. Znowu z wielkim dynamizmem wchodził do Lublina. Nasze relacje potem się nieco rozluźniły. Był wreszcie na moich święceniach biskupich, wtedy mu podziękowałem za poprzednie lata. Tak jak żył, tak dynamicznie odszedł – mówił abp. Budzik. Podkreślił także, że ciągle, po tych pięciu latach, „spotyka” abp. Józefa w miejscach, gdzie teraz sam bywa jako metropolita lubelski. - Zapisał się w wielu miejscach. Ale najmocniej w sercach i pamięci tak wielu ludzi - podsumował abp. Budzik.