Wyruszył z progu własnego domu w Lublinie. Do celu dotarł po czterech miesiącach pielgrzymowania. Doszedł aż "na krańce" ziemi, tak jak średniowieczni pielgrzymi - do Cape Finisterre.
Droga Jakubowa odradza się z sukcesami, wyznaczane są nowe trasy, UNESCO uznało ją za Światowe Dziedzictwo Kultury, powstają liczne grupy sympatyków i popularyzatorów Camino. Charakterystyczne żółte muszle można zauważyć na rynnach czy ścianach budynków w wielu miejscach Lubelszczyzny.
W całej Europie tak oznakowana jest droga św. Jakuba, czyli trasa wiodąca do położonego w północno-zachodniej Hiszpanii Santiago de Compostela, gdzie w monumentalnej katedrze znajduje się grób Apostoła.
Współcześnie pielgrzymi najczęściej przemierzają ponad sto, czasem kilkaset kilometrów, choć zgodnie ze średniowieczną tradycją do grobu Jakuba należy wyruszyć z progu własnego domu. Tradycyjnie, bo z progu własnego domu do Santiago wyruszył niemal rok temu lublinianin Zbigniew Ściubak. Trasa wiodła przez Polskę, Niemcy, Francję i północną Hiszpanię.
- Taki pomysł i pragnienie, żeby pójść do Santiago miałem od wielu lat. Ale sprawy dnia codziennego, obowiązki wstrzymują człowieka. W zeszłym roku znalazłem się akurat w takiej sytuacji, że miałem czas i postanowiłem to stare marzenie zrealizować – mówi Zbigniew Ściubak.
Wędrówka miała być długa i wymagająca, a jemu na kilka tygodni przed wyjściem przydarzyła się kontuzja stawu skokowego. Postanowił skrócić trasę pielgrzymki i nie iść przez Polskę szlakiem, który – choć oznakowany i z zapewnionymi po drodze miejscami noclegowymi – byłby o wiele dłuższy.
W pamięć zapadły mu najbardziej zakończenia pewnych etapów drogi - przekroczenie Wisły i opuszczenie granic Polski. Lubelski pielgrzym odczuwał wtedy mocniej, że oto kończy się to, co dobrze znane, a przed nim długie dni wędrówki i wielka niewiadoma. Trasę wyznaczał sobie na bieżąco sam, sam też szukał noclegów. Zdarzała się i gościnność, i odmowy. – Zwłaszcza na początku, szedłem ze ściśniętym sercem, nie wiedząc gdzie będę spał – opowiada. I dodaje: - Starałem się ciągle pamiętać, że jestem pielgrzymem i Pan Bóg się o mnie troszczy. To jest chyba właśnie sens pielgrzymowania, żeby całkowicie zawierzyć Bogu.
- Zdałem sobie sprawę, że to wszystko: moje życie, to kim jestem i co robię – to nie wynik moich zabiegów. To nie moja zasługa, ja to wszystko dostałem. Za ten dar chciałem podziękować. Czasy są dzisiaj takie, że słowa mało kosztują. Pomyślałem więc, że warto by podziękować w sposób, który by mnie coś kosztował i że przejście z Lublina do Santiago byłoby na to dobrym sposobem – wyjaśnia motywy pielgrzymki Z. Ściubak.