Będąc w Unii Europejskiej, możemy o wiele skuteczniej wpływać na kształt Europy i przyszłość naszej cywilizacji w poczuciu odpowiedzialności za rozwój świata, niż będąc na jej marginesie.
Przecież wszystko jest jasne – Europa jest w kryzysie, każdy kraj ciągnie w swoją stronę, w Brukseli rządzi biurokracja, wstrząsana swego czasu skandalami, mamy coraz więcej eurosceptyków, w których gronie jest spora grupa polskich polityków, a do tego jeszcze instytucje unijne starają się naruszyć naszą tak ciężko wywalczoną suwerenność i próbują nam dyktować, na co możemy sobie pozwolić we własnym kraju. Kiedy słucham tych głosów, a szczególnie tych, które porównują Brukselę do stolicy Związku Sowieckiego, przeżywam traumę – czy rzeczywiście jest coś, co umknęło uwadze europeistów, czy też jednak takie porównania są całkowicie nie na miejscu?
Wypada przypomnieć, że fakt dominacji Moskwy w Europie Środkowo-Wschodniej nie był poparty podobnym głosowaniem (w Polsce referendum 1946 i wybory 1947 sfałszowano), a przeciwnicy nowego porządku byli szykanowani, wywożeni i mordowani. Jak można przyrównać Brukselę do Moskwy? Dlatego, że ma biurokrację? Biurokracja to w pewnym sensie ścięgna każdego systemu politycznego, również w USA czy Rosji. Jednak to zasady rządzące w danym systemie pozwalają, aby biurokracja służyła albo obywatelom, albo zbrodni.
Polacy znaleźli się w UE targanej rozmaitymi sprzecznościami, ciężkiej, nie umiejącej podejmować ważnych decyzji. Czy to jest ten raj do którego tęskniono? Jakiej odpowiedzi udzielić? Można historycznie – przez porównanie z PRL, czy nawet okresem przed 2004 rokiem. Wystarczy zestawić dane dotyczące majętności kraju i ocenić jego pozycje międzynarodową. Teraz Polska znaczy więcej. Można też pragmatycznie – Polacy dokonali demokratycznego wyboru i stali się częścią większej wspólnoty, na której losy i kształt mają wpływ od tego momentu. Mogą od niej wymagać, ale powinni też przejmować się nieco jej losem. Tak jak możliwe jest porównanie historyczne, możliwe jest również wyobrażenie sobie scenariuszy na przyszłość – cóż będzie znaczyć Polska w przypadku, gdy Unia Europejska upadnie? To trudne pytanie, ale nietrudno przewidzieć, że skala problemów wzrośnie, a nie zmaleje.
Czy dzisiaj polski patriota, przejęty losem i przyszłością swojego kraju, potrzebuje Unii Europejskiej? Nasi ojcowie i my sami w większości uznaliśmy nie tak dawno, że Unia jest nam potrzebna. Teraz czas na pytanie – czy dalej jest nam potrzebna i, jeśli tak, to jaka Unia? Najpierw załóżmy, że nie jest nam potrzebna. Wspólnie z Brytyjczykami (albo równolegle) opuszczamy struktury, stawiamy na samodzielność, domagamy się wsparcia Stanów Zjednoczonych jako filaru NATO. Tylko, czy można zagwarantować, że w takim scenariuszu gospodarka ma się dobrze, w kraju panuje zgoda, a wszyscy nasi sąsiedzi szanują nasz interes narodowy? Bez wsparcia finansowego i dostępu naszych towarów i usług do wspólnego rynku, przynajmniej jeszcze w najbliższych latach, wzrost gospodarczy, jakiego doświadczamy w ostatniej dekadzie, może się szybko skończyć.