Pod koniec każdych wakacji rzesza katechetów świeckich, zakonnych i diecezjalnych gromadzi się razem na swoistej odprawie. To taka "rada pedagogiczna" tych, którzy mają daną od Kościoła misję głoszenia słowa Bożego pośród szkolnych ławek.
Szeregowemu katechecie rodzą się być może przy okazji takiego spotkania pytania: jaki to będzie rok? czy będzie więcej blasku czy cieni w mojej pracy? jakie będą dzieci, które spotkam w szkole od 1 września? Z perspektywy księdza pracującego 10 lat w katechezie, powrót do szkoły po okresie wakacji to przypomnienie o powinnościach i misyjnym nakazie Chrystusa. Zastanawiam się, czy bycie katechetą to faktycznie prestiż czy bardziej dziś krzyż niezrozumienia. Jednak oni są. Chcą na nowo stanąć wobec uczniów przed tablicą i powiedzieć radosne orędzie o zbawieniu w Jezusie!
Jakiś czas temu to wyjątkowe grono nauczycieli miało swoje doroczne rekolekcje. Tym razem miały one wymiar ewangelizacyjny. Głosili je ludzie świeccy, składając świadectwo życia. Wielu katechetów doświadczyło na nowo działania mocy Słowa Bożego i sakramentów. Ze świadectw wynikało, iż rekolekcje okazały się bardzo potrzebne, rozbudzając w sercach pragnienie dzielenia się doświadczeniem wiary. Ufam, że dzieci i młodzież spotykają dziś na swej drodze wierzących katechetów. Nie wyobrażam sobie innej sytuacji. Jednak świadomy jestem obecności grzechu i zwątpienia - także w szeregach tego zacnego grona, mającego misję od Kościoła. Pytanie czy i oni są tego świadomi - bycia niedoskonałym narzędziem w reku Boga, który to narzędzie chce ostrzyć, wydoskonalać, bo nie chce odrzucić jako nieprzydatne czy zbędne. Inaczej katecheta zamiast świecić pośród tego świata będzie kopcił frustracją i niepokojem.
Tutaj dotykam sedna sprawy katechezy szkolnej: formacja duchowa i pastoralna katechetów. By przestali być rzemieślnikami w swym zawodzie, a odkryli w sobie charyzmat, który przynależy ich posłudze. To nie dokona się jednak poprzez nakaz, ale dzięki zaproszeniu katechety do odnowy swojej wiary - poprzez doświadczenie miłości i miłosierdzia Boga. Bo tylko zewangelizowani mogą ewangelizować innych! I tylko tacy rozumieją, że występując wobec uczniów czy innych nauczycieli - ich ręce, usta, nogi są dziś rękami, ustami i nogami samego Chrystusa.
Dzisiaj młodym bardziej potrzebni są świadkowie niż nauczyciele. Bardziej ci, co pociągną przykładem życia, modlitwy, wrażliwości na ich młodzieńcze porywy serca, dyskrecją i odwagą bycia z nimi, nawet poza murami szkoły. To pisząc, myślę o Jezusie i apostołach, których formował będąc z nimi 24 godziny na dobę. Wzbudził w nich pragnienie pójścia za Nim, stania się uczniem, a później posłał ich w świat, aby i oni czynili uczniów spośród wszystkich narodów.
Marzę o parafialnym zespole katechetów pod wodzą proboszcza, jako ojca i nauczyciela, a nie srogiego pracodawcy, którego jedynym zadaniem jest rozliczanie z sukcesów i porażek, często bez pogłębionej wizji pastoralnej. Pewnie w wielu parafiach są piękne team'y bożych szaleńców. W innych duszpasterze być może skupiają się na ciągłym narzekaniu, że ich praca nie przynosi widzialnych owoców tu i teraz, zapominając o tym, że „kto inny zbierać będzie”.