Szykuje się protest hodowców bydła i producentów mleka w Lublinie. Powodem jest bierność władz, nadprodukcja mleka i import artykułów mleczarskich po cenach dumpingowych z innych krajów UE.
Rafał Stachura, prezes Zarządu Lubelskiego Związku Hodowców Bydła i Producentów Mleka, doktor medycyny weterynaryjnej i absolwent Uniwersytetu Przyrodniczego w Lublinie - o hodowli krów i produkcji mleka wie praktycznie wszystko. Zatrudnia ponad czterdzieści osób. Zapytany przed rokiem o to, gdzie najlepiej prowadzić biznes, odpowiadał krótko: - w Polsce. Dzisiaj sytuacja producentów mleka wygląda zgoła inaczej.
Ks. Rafał Pastwa: Jest Pan współwłaścicielem ogromnego gospodarstwa mleczarskiego na Lubelszczyźnie. Ile krów znajduje się w gospodarstwie i ile litrów mleka produkuje pańskie gospodarstwo?
Dr Rafał Stachura: Dziennie doimy około 750 krów, które łącznie produkują nieco ponad 22 tys. litrów mleka. Mleko to dalej jest przetwarzane w OSM Krasnystaw i SM Bieluch w Chełmie. Pamiętajmy jednak, że na Lubelszczyźnie każdego dnia produkuje się 1,5 mln litrów mleka z około 14 tys. gospodarstw.
Ktoś słysząc takie liczby może pomyśleć, że wychodzi pan na swoje i biznes się kręci w najlepsze. Jak wygląda obecna sytuacja w mleczarstwie, bo zdaje się, że embargo rosyjskie, ale i polityka gospodarcza naszych władz nie pomagają hodowcom krów mlecznych?
Już niemal od roku wszystkie gospodarstwa na Lubelszczyźnie mają płacone za mleko poniżej kosztów produkcji. Jeśli weźmiemy pod uwagę wszystkie koszty, włączając w to prace hodowców i amortyzację inwestycji, to minimalny koszt produkcji wynosi 1,32 zł/l mleka. A średnia cena mleka za ostatni miesiąc, to 0,97 zł. Przy tak niskich cenach nie ma mowy o wychodzeniu na swoje. I żadne dopłaty unijne nie są w stanie pokryć tych strat. W związku z tym zarówno lubelscy, polscy i europejscy hodowcy ponoszą straty. Problem dotyka producentów mleka na Lubelszczyźnie. ks. Rafał Pastwa /Foto Gość Sytuacja w mleczarstwie jest tragiczna, choć rynek lekko drgnął do przodu, ale nie wygląda, że będzie to na długi okres. Embargo rosyjskie bardzo mocno daje się we znaki, zwłaszcza mleczarniom produkującym twarde sery. Polityka zarówno krajowa jak i unijna rzeczywiście nie pomaga hodowcom. Od kilku kadencji nie mamy swoich przedstawicieli w parlamencie polskim i europejskim, tak więc środowiska polityczne mimo, iż starają się czasem pomóc - nie oferują nic konkretnego, co pomogłoby ustabilizować rynek w długim okresie czasu. Niewątpliwie takim stabilizatorem cen były kwoty mleczne, ale zostały one zniesione w zeszłym roku. Po prostu nie ma zrozumienia tematu. Dziś jak jest problem - gasi się ogień. Nikt nie myśli przyszłościowo.
W przypadku producentów jabłek embargo rosyjskie stało się w pewnym sensie impulsem do otwarcia na poszukiwanie nowych rynków. Czy producenci mleka nie mogą pójść w ich ślady?
Mleczarstwo każdego dnia szuka nowych rynków, ale jest w zupełnie innej sytuacji niż gospodarstwa produkujące jabłka. Rynki światowe są zainteresowane bardziej półproduktami, czyli mlekiem w proszku, śmietaną, cagliatą - niż produktami gotowymi, takimi jak sery i przetwory mleczne. Półprodukty mają zdecydowanie mniejszą wartość dodaną niż gotowe już produkty mleczne takie jak ser, jogurt, kefir, itd. Bardzo dużo mówi się o Chinach, ale tam można wyeksportować tylko produkty o minimum 6-cio miesięcznej ważności do spożycia. To eliminuje 95% naszych produktów i zostaje tylko do zaoferowania mleko i serwatka w proszku, oraz mleko UHT. W tych produktach jednak zdecydowanie mocniejsze są kraje Oceanii (Nowa Zelandia i Australia), czy też Stany Zjednoczone, gdyż mają mniejsze koszty produkcji. Na rynku północno-afrykańskim panuje bardzo dużo chaosu, co skutkuje mniejszą ilością odbiorców. Każdy z krajów europejskich boryka się z nadprodukcją mleka, tak jak Polska.
Czym spowodowane są te ogromne nadwyżki produkcji mleka?
Nadwyżka na rynku europejskim spowodowana jest głównie zniesieniem kwot produkcji mleka, które oczywiście jest na rękę przetwórniom (głównie prywatnym), gdyż płacą mniej za surowiec. Bardzo ważnym odbiorcą dla sektora mlecznego jest Rosja, która niestety wprowadziła embargo na wszystkie produkty spożywcze z Europy. Polska wysyłała tam 9 proc. produkcji, ale w produktach o akceptowalnej wartości dodanej. Trudno w takiej sytuacji znaleźć nowe rynki zbytu za opłacalne ceny produkcji. Europa ma wysokie ceny produkcji, które gwarantują bardzo wysokie standardy mleka - i co za tym idzie jakość produktów. Ponadto gwarantujemy bezpieczeństwo dostarczania żywności do polskich sklepów, co w dzisiejszych niespokojnych czasach powinno być brane pod uwagę. Ponadto handel w kraju wprowadził dodatkowe „embargo” cenowe. Produkty w sklepach potaniały o około 3 proc., a mleko w naszych gospodarstwach nawet o 40 proc.