Pierwszy raz rękawice bokserskie założyła, gdy miała 20 lat. Wszyscy myśleli, że to tak dla żartu, choć Karolina Michalczuk zawsze lubiła się bić. Jakież było zdumienie, gdy po roku treningu została wicemistrzynią Europy.
Pracowitość, ambicja i pokora to cechy, które w Karolinie ceni najbardziej trener Władysław Maciejewski. To on uwierzył w możliwości Karoliny, gdy inni pukali się w głowę, że zajmuje się dwudziestoletnią dziewczyną, która zaczyna uczyć się boksu.
- Optymalny wiek, by zacząć boksować to 8-12 lat. Karolina miała 20 i według wszystkich reguł była za stara. Miała jednak w sobie pasję, wielką pracowitość, determinację i marzenie, by być najlepszą. Pracowała więcej od chłopaków, których miałem pod swoją opieką i była zwyczajnie od nich lepsza. To talent, jaki rzadko się zdarza - mówił Władysław Maciejewski podczas spotkania na KUL, na które wraz z Karoliną został zaproszony w ramach Festiwalu Nauki.
Karolina mówi o sobie zwyczajnie, że jest dziewczyną ze wsi, gdzie wychowywała się w gospodarstwie wśród braci i była dzieckiem „zwierconym”, z którym ciągle były kłopoty.
- Z dzisiejszej perspektywy współczuję moim rodzicom i nauczycielom, ale wtedy to, co robię wydawało mi się normalne. Ciągłe bójki z braćmi lub innymi chłopakami, wspinanie po drzewach, pływanie w rzece, gdy rodzice kazali iść w pole lub oporządzać zwierzęta, bieganie po łąkach i ciągnięcie koleżanek za warkocze. Jakoś nie mogłam się powstrzymać, gdy widziałam piękne fryzury moich koleżanek, by trzymać ręce przy sobie. Jak wchodziłam do sklepu częstowałam się bez pytania cukierkami. No i uczyć też mi się nie chciało. Mimo tego, moja mama mówi, że byłam dobrym dzieckiem - opowiada Karolina.
Karolina Michalczuk
Agnieszka Gieroba /Foto Gość
Kiedy zdecydowała się uczyć w technikum mechanicznym w Piaskach, nauczyciele mówili, że szybciej im kaktus wyrośnie niż Karolina skończy szkołę.
- Łatwo nie było. Popalałam papierosy, chodziłam na wagary i niemal na każdej dyskotece z kimś się biłam. Byłam w tym dobra tak, że ci, którzy mnie znali, starali się nie popadać ze mną w konflikt. W szkole mi nie szło. Któregoś razu miałam siedem zagrożeń. Wszyscy mówili, że nie mam szans i ja sama pogodziłam się z tym, że nie zdam. Któregoś razu wróciłam do domu i zobaczyłam, że moja mama płacze i mówi, że ludzie będą się na wsi z niej śmiać, jak nie zdam do kolejnej klasy. Wtedy powiedziałam sobie: „Karola, ty nie dasz rady? Pokażesz im wszystkim, że się mylą”. Ambicje zawsze miałam duże i gdy mi na czymś zależało potrafiłam być konsekwentna. Zaliczyłam wszystko, zdałam spokojnie, a ludziom szczęki opadły ze zdumienia - wspomina Karolina.