Ale moim synom było trochę smutno...

Filozofowaliśmy nad strategią Nawałki, jak pół Polski w tym czasie. Oczywiście, my zrobilibyśmy to lepiej. Ale moim synom – starszemu i młodszemu – było trochę smutno.

Pal licho ten wtorkowy mecz… Nic nie zmieni faktu, że spędziliśmy – z żoną, z dziećmi, w kręgu przyjaciół – radosne 90 minut (i jeszcze pięć z doliczonym czasem). Tak, owszem, martwiąc się kiksami Krychowiaka i spółki. Tak, filozofując nad strategią Nawałki, jak pół Polski w tym czasie. Oczywiście, my zrobilibyśmy to lepiej.

Ale moim synom – starszemu i młodszemu – było trochę smutno. Moim problemem nie było w tym momencie, jak ustawić skład na Kolumbię (też bym wpuścił Góralskiego na środek i Kownackiego na skrzydło…). Moim problemem było to, żeby zanadto się nie przejmowali. „Za dużo piłkarskich szachów” - fachowo zagaił straszy: „nooo” - poparł go młodszy swoim sześcioletnim barytonikiem. „Za mało gry skrzydłami i wrzutek na wolne pole” - starałem się dotrzymać kroku. Problem trzeba nazwać, przeanalizować i wyciągnąć wnioski na przyszłość. Przestać żyć przeszłością. Tyle mogłem z tego wyciągnąć jako ojciec, żeby wiedzieli, że nie zamartwiamy się takimi sprawami.

Kiedy nad naszymi kibicami zamknęło się niebo, nad nami znów na chwilę się otwarło. Nawet kiedy jestem kibicem (pożal się Boże!), to i tak cały czas jestem ojcem. To jest ten mecz, którego nie wolno przegrać.


* Dr hab. Lech Giemza jest pracownikiem Katedry Literatury Współczesnej na Wydziale Nauk Humanistycznych KUL. Jest również twórcą i koordynatorem projektu "Książka z plecaka".

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..