Nowy numer 38/2023 Archiwum

Uratowany przez Matkę Bożą

Ilu ludzi może powiedzieć o sobie, że wyszło bez szwanku po zderzeniu motoru z ciężarówką? Ojciec Stanisław Miciuk OFM Cap jest przekonany, że życie uratowała mu Matka Boża.

Ojciec Stanisław na misjach pracuje ponad 30 lat. Najpierw w krajach byłego Związku Radzieckiego, a potem w Ameryce Środkowej. W 2001 r. został posłany do Hondurasu. − W tym bardzo egzotycznym dla Polaków kraju żyje się po prostu inaczej. Niby oficjalnie panuje tam demokracja, ale rządzą generałowie i gangi narkotykowe. Obiektywnie patrząc, to bardzo niebezpieczne miejsce. Żyją tam także chrześcijanie, do których jesteśmy posłani – mówił o. Stanisław, dając świadectwo w kościele na Poczekajce w Lublinie.

Góry i niziny

Kiedy rozpoczął pracę w parafii liczącej ponad 100 tys. ludzi i 150 kaplic dojazdowych, najważniejsze było raz na jakiś czas dotrzeć do położonych wysoko w górach wspólnot, by odprawić Mszę św. i udzielić sakramentów.

− Na co dzień pomagają nam katechiści. W mojej parafii pracuje trzech kapłanów, więc dotarcie do wszystkich co niedzielę nie jest możliwe. Poza tym są takie miejsca wysoko w górach, gdzie dojazd jest bardzo trudny. Pół biedy, gdy jest sucho, ale kiedy zaczyna padać, drogi zamieniają się w rwące strumienie, odcinając wiele miejscowości. Na misji mamy trzy samochody terenowe, a każdy z nich ma ponad 30 lat. Mimo tego jakoś nam służą, a my nauczyliśmy się je naprawiać. Jednak i one nie wszędzie dadzą radę dojechać. Dlatego kupiłem sobie motor i nim poruszam się po naszej parafii. Jadę w góry, do ludzi, przywożę stamtąd owoce i warzywa, bo na każdej wysokości rośnie co innego. Nasza parafia położona jest dosyć nisko, więc i uprawy są całkiem inne – opowiada o. Stanisław.

Kiedy rozpoczynał pracę w parafii, jego proboszcz zrobił loterię fantową, by zebrać fundusze na naprawę akumulatora do samochodu. Wtedy o. Stanisławowi przyszło na myśl, że warto by mieć jakieś źródło dochodu, żeby były pieniądze na bieżące wydatki.

− Zawsze miałem wielką miłość do Matki Bożej i prosiłem Ją o pomoc w rozwiązaniu różnych trudnych spraw. Tak było i tym razem. Zastanawiałem się, co możemy zrobić, i wtedy przyszła myśl, by w parafii otworzyć sklepik. Tylko co w nim sprzedawać? Zastanowiliśmy się, czego najbardziej poszukują ludzie mieszkający wokół nas i zauważyliśmy, że chętnie kupują owoce i warzywa. Postanowiliśmy, że jeżdżąc do naszych kaplic, będziemy przywozić z gór żywność, której nie ma na naszej wysokości. Poszliśmy do odpowiedniego urzędu zgłosić, że będziemy prowadzić taką działalność, zapłaciliśmy podatek ryczałtowy, bo taki jest w Hondurasie, i otworzyliśmy sklepik. Od tamtej pory zajmuję się nie tylko posługą kapłańską, ale jestem także zaopatrzeniowcem – opowiada o. Stanisław.

« 1 2 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wyraź swoją opinię

napisz do redakcji:

gosc@gosc.pl

podziel się

Zapisane na później

Pobieranie listy

Quantcast