Magdalena Gorostiza, redaktor naczelny i wydawca portalu Kobieta XL, mówi swoim życiu wewnętrznym, spojrzeniu na ludzi wierzących, logice mediów i potrzebie pomocy sierotom z Afryki.
Ale Ty miałaś poważne doświadczenie z literaturą. Wyrobiłaś w sobie umiejętność krytycznego myślenia, umiejętność prawidłowego pisania, wrażliwość...
Pracowałam w Zakładzie Teorii Literatury UMCS. Zajmowałam się fenomenologią ingardenowską w literaturze. Skończyłam polonistykę. Uczyłam też na UMCS cudzoziemców języka polskiego. Potem stwierdziłam, że naukowe rozprawy są odpowiednie do szuflady, bo niemal nikt po to nie sięgnie. No i bardziej interesowali mnie ludzie - ci żywi bardziej niż ci martwi. Jeśli pisze się o literaturze XIX wieku na przykład, to pisze się o ludziach martwych. Tylko książki są żywe. Uwielbiam czytać.
Ale też dużo w Twoich wypowiedziach w mediach społecznościowych (i nie tylko) o przemijaniu człowieka.
Do tego dochodzi się pewnie z wiekiem. Może to kwestia wrażliwości, wewnętrznych przemyśleń. Ja neguję konsumpcję w obecnym wydaniu. Nie jestem, oczywiście, pozbawiona chęci posiadania, bo byłoby to nieprawdą. Natomiast sprzeciwiam się nastawieniu na posiadanie bez żadnej refleksji. Wiem, że rzeczy szczęścia nie dają. Że ważniejsze jest to, co przeżywamy. Twierdzę, że to, co możemy dać z siebie innym, jest miarą naszego człowieczeństwa. Oczywiście, nie oczekując niczego w zamian.
Zaangażowałaś się w temat sierocińca dla dzieci, ofiar wojny domowej w Afryce.
Na Facebooku zauważyłam, że znajoma opublikowała post polskich podróżników dotyczący działań, które podjęła Masika Calvin z Ugandy. Zaledwie 26-letnia dziewczyna. Ma pod opieką niemal trzydziestkę dzieci, w większości są to dzieci ofiar wojny w Kongo. Zaczęła pracę z tymi dziećmi w taki sposób, że do szpitala w Ugandzie, gdzie pracuje, trafiła dwójka dzieci, sierot poranionych fizycznie i psychicznie. Potem pojawiły się inne.
Nawiązałaś z nią kontakt?
Tak. Rozmawiamy za pomocą mediów. Jest strona jej fundacji, której celem jest zbudowanie sierocińca dla tych dzieci. W tej chwili Masika wynajmuje budynek bez wygód i płaci duży czynsz. Utrzymuje wszystko ze swojej pensji. Gdyby dokończyła budowę tego sierocińca, nie musiałaby płacić czynszu. Myśli też o budowie szkoły dla dzieci, których rodzice mogliby płacić czesne, a wtedy pieniądze byłyby na utrzymanie sierocińca. Masika chce bowiem kontynuować studia i zostać położną. A teraz nie uczy się, bo wszystkie pieniądze przeznacza na utrzymanie wynajętego budynku i utrzymanie sierot. Zorganizowałam zrzutkę, każdy może pomóc. Potrzeba niewielkich pieniędzy tak naprawdę. Chodzi o 10 tys. zł. Dla nas nie są to porażające kwoty.