Wszystko, co potrzebne, jest na wyciągnięcie ręki. I szkoła i sklepy i bank i oczywiście kościół, gdzie od wieków kolejne pokolenia mieszkańców Zakrzówka i okolic przynoszone były do chrztu.
- To prawda, że nasza miejscowość leży nieco na uboczu od głównej drogi, ale nie na uboczu życia i wydarzeń. W codziennej bieganinie może zdarza się nam zapominać o urokach tego miejsca, ale jest wiele okazji, by je docenić – mówi ks. Dariusz Ziółkowski proboszcz parafii św. Mikołaja w Zakrzówku.
Jak wszędzie, tak i tutaj są okresy, gdy ludziom żyje się łatwiej i trudniej. Głównym źródłem utrzymania wielu mieszkańców są owoce miękkie – głównie maliny.
- Wiele podkraśnickich miejscowości jest zagłębiem malinowym, a to oznacza, że materialny byt wielu rodzin zależy nie tylko od wkładanego w pracę wysiłku, ale i od pogody i cen skupu, a to bardzo zmienne i kapryśne czynniki. Dlatego sporo osób, szczególnie młodych zdecydowało się na wyjazd za granicę. Dla parafii to oczywiście strata, ale rozumiem ich decyzję – mówi ksiądz proboszcz.
To o młodych w parafii najbardziej martwią się duszpasterze. W tym roku zlikwidowano w Zakrzówku szkołę średnią: liceum i technikum, bo nie było wystarczającej liczby chętnych by tu pobierać naukę. Teraz młodzież dojeżdża do Kraśnika czy Lublina. To oznacza, że wraca późno do domu lub mieszka na stancjach.
– Przekłada się to na ich obecność w kościele, a dla nas duszpasterzy jest wyzwaniem, by docierać do tej młodzieży tak, by nie była pozostawiona sama sobie – mówią duszpasterze.
Więcej o parafii w Zakrzówku w najnowszym lubelskim "Gościu Niedzielnym"