Ks. Korniłowicz towarzyszył wielu osobom w ich rozterkach, poszukiwaniach duchowych i konwersjach. O jego autorytecie świadczy fakt, że to właśnie jego poproszono do łoża umierającego marszałka Józefa Piłsudskiego, którego śmierć wywołała ogromny wstrząs.
W czerwcu 1925 r. na naszej Alma Mater miała miejsce ważna wizyta. Do Lublina przejechała Komisja Episkopatu Polski ds. Uniwersytetu, na której czele stał kard. Edmund Dalbor, prymas Polski. Komisja wizytowała lubelską wszechnicę w szczególnym momencie jej historii, trzeci z kolei rektor bp Czesław Sokołowski po krótkim, zaledwie półrocznym okresie pełnienia funkcji, złożył rezygnację. „Sił i energii mi brakuje. Dla uniwersytetu w takim stanie wyczerpania nic nie uczynię” – napisał w liście do kard. Dalbora. Przed uczelnią piętrzyły się liczne trudności i wyzwania. W takich właśnie okolicznościach nastąpił przyjazd przedstawicieli Episkopatu, którzy odbyli szereg spotkań, przeczytali wiele sprawozdań i wysłuchali niemało przemówień. Jedno z nich – jego tekst zachował się w Archiwum Uniwersyteckim KUL – przygotował (i zapewne wygłosił) ks. Władysław Korniłowicz, podówczas dyrektor Konwiktu Księży Studentów. Warto otrzepać z pyłu zapomnienia kulowski etap życia tego charyzmatycznego kapłana, intelektualisty, utalentowanego wychowawcy i rekolekcjonisty, współtwórcy Zakładu dla Ociemniałych w Laskach, który jako jeden z „niepokornych”, czując „odpowiedzialność za otaczającą rzeczywistość” (Bogdan Cywiński, "Rodowody niepokornych") wyraźnie odcisnął piętno na życiu Kościoła w Polsce w pierwszej połowie XX w. oraz wyraziście zaznaczył swój ślad w historii naszej Alma Mater.
Pierwszy etap poszukiwań
Pochodził z inteligenckiej rodziny o tradycjach laickich, by nie rzec antyklerykalnych; urodził się 5 sierpnia 1884 r. w Warszawie jako trzeci z czterech syn Wiktorii z domu Poll i Edwarda Korniłowicza, wybitnego, cenionego psychiatry i neurologa, jednego z najbardziej znanych i radykalnych przedstawicieli warszawskiego pozytywizmu. Kapitalne znaczenie dla jego formacji intelektualnej miały studia w Szwajcarii, także z racji zadzierzgniętych tam przyjaźni i znajomości. Poznał wtedy wiele osób, które odegrały istotną rolę w życiu społecznym i kulturalnym odradzającej się Polski. Studia zaś podejmował dwukrotnie. Najpierw za namową ojca (ten nie akceptował zamiaru syna wstąpienia do stanu duchownego), rozpoczął kształcenie w zakresie nauk przyrodniczych w Zurychu. Tam jego kolegą był Władysław Tatarkiewicz, przyszły filozof, historyk sztuki i historyk filozofii, autor cenionej do dziś trzytomowej "Historii filozofii". W swoich zapiskach ciepło przywołuje on postać Korniłowicza nie tylko jako współtowarzysza intelektualnych poszukiwań, ale także kompana w czasie turystycznych wypadów. Także wybór Zurychu jako miejsca swoich studiów przyszły uczony uzasadnił tym, „że tam jechał najbliższy mi wówczas kolega, Władysław Korniłowicz, później tak znany i wielbiony duchowny”.
Znalazł swoje miejsce
Młody Korniłowicz przerwał jednak studia przyrodnicze i po powrocie do Warszawy dopiął swego – wstąpił do seminarium duchownego; w niedługim czasie został wysłany do kraju Helwetów. Tym razem pojechał do Fryburga Szwajcarskiego w celu podjęcia sześcioletnich, gruntownych studiów filozoficznych i teologicznych. Tam spotkał się z Adamem Woronieckim, późniejszym ojcem Jackiem, dominikaninem, który w 1922 r. – jako znany już, światowego formatu teolog, pedagog, filozof i etyk, jeden z najwybitniejszych polskich tomistów – został rektorem KUL, drugim w historii naszej uczelni. Ta okoliczność zapewne nie pozostała bez wpływu na pojawienie się ks. Korniłowicza w nowo utworzonym uniwersytecie katolickim, który – po nieoczekiwanej śmierci ks. Idziego Radziszewskiego, założyciela i pierwszego rektora – nie bez trudności budował swoją tożsamość i struktury. Ks. Korniłowicz podjął pracę jako dyrektor (zwany także rektorem) Konwiktu Księży Studentów i – co jest czasami pomijane w publikowanych biogramach – jako wykładowca na Wydziale Teologicznym KUL.
Impuls o. Jacka Woronieckiego?
Skąd pomysł pracy na lubelskiej wszechnicy? Odpowiedź na pytanie o początki jego lubelskiego, kilkuletniego etapu życia po części daje list, zachowany w Archiwum KUL, kard. Aleksandra Kakowskiego do ówczesnego rektora, wspomnianego już o. Jacka Woronieckiego. Arcybiskup warszawski, ostatni prymas Królestwa Polskiego (tytuł przysługiwał mu aż do śmierci) i były członek Rady Regencyjnej pismo rozpoczął nader zaskakująco: „Jakkolwiek cenię cnoty kapłańskie ks. Korniłowicza, to jednak osobiście uznaję go za nieodpowiedniego na rektora Konwiktu Teologicznego w Lublinie”. Kardynał nie uzasadnił swojej opinii, ale wskazał rację, dlaczego podjął pozytywną decyzję w tej sprawie; napisał: „Uważając wszakże, że sprawa ta dotyczy w pierwszym rzędzie Przewielebnego Ojca [tj. rektora KUL – A.D.], jako odpowiedzialnego za całą instytucję i jej kierunek [...], jako Ordynariusz ks. Korniłowicza udzielam mu pozwolenia na wyjazd z archidiecezji do Lublina”. Można przypuszczać, ze list był odpowiedzią na prośbę (nie wiadomo czy ustną, czy wyrażoną pisemnie) jego adresata. Należy przy tym zauważyć datę pisma kardynała: zostało wystawione 19 sierpnia 1922 r., zatem kilka tygodni po wyborze (21 czerwca) o. J. Woronieckiego na stanowisko rektora Uniwersytetu Lubelskiego (tak do 1928 r. nazywał się pierwszy uniwersytet katolicki w Polsce). Można przypuszczać zatem, że nowo wybrany włodarz uczelni na stanowisko dyrektora konwiktu wskazał swojego kolegę z uniwersytetu we Fryburgu. I tak ks. Korniłowicz przyjechał do Lublina, gdzie objął funkcję dyrektora konwiktu (akademika – kolegium dla księży studentów) oraz – mając dyplom prestiżowej szwajcarskiej uczelni – podjął zajęcia na Wydziale Teologicznym, najpierw z teologii moralnej, a następnie jako zastępca profesora liturgiki.
Wierny doktrynie, ale otwarty na dyskusje
We wspomnieniach studentów zapisał się jako wybitny liturgista, co nie dziwi, zważywszy na to, że był znanym inspiratorem i promotorem odnowy ruchu liturgicznego w Polsce. Ceniony pracownik KUL był zauważalny także w przestrzeni społecznej miasta jako prelegent, rekolekcjonista i opiekun grup modlitewnych. Często też podróżował. Świetnie wykształcony, obyty w świecie, wierny doktrynie, ale otwarty na dyskusje i ważenie racji, uczestniczył w rożnych konwentyklach i kongresach.
Ks. Korniłowicz okazał się bardzo dobrym, sprawnym dyrektorem konwiktu – instytucji, która wówczas jeszcze nie miała własnego lokum i znajdowała się (przy ul. Archidiakońskiej 7), w budynku wydzierżawionym od Towarzystwa Opieki nad Nauczycielkami. Pewne światło na jego aktywność w tym zakresie rzuca wspomniane już sprawozdanie z dnia 17 czerwca 1925 r. zawarte w przemówieniu przygotowanym przez niego z okazji wizyty Komisji Episkopatu Polski. Zwracał w nim uwagę na duchowość swoich podopiecznych: księży, którzy na KUL zdobywali szlify jako przyszli biskupi, profesorowie, wykładowcy seminariów duchownych, pracownicy sądów i administracji kościelnej. Z drugiej strony przywiązywał dużą wagę do aktywnego udziału ludzi świeckich w życiu Kościoła - do tematu powracał w różnych okolicznościach.
We wspomnianym już przemówieniu, przedstawiając stan i porządek funkcjonowania konwiktu, zauważył, co charakterystyczne, że „Księża – Studenci, studiujący u nas, cieszą się wielką powagą wśród akademików świeckich”. To krótkie stwierdzenie świadczy wymownie, jak wielkie znaczenie dla ks. Korniłowicza - inspiratora i opiekuna słynnych „Kółek” skupiających przedstawicieli młodzieży uniwersyteckiej zainteresowanej pogłębieniem wiedzy religijnej i życia wewnętrznego - miała idea dialogu i przyjaznej obecności osób duchownych pośród wiernych.