Był kapłanem naznaczonym cierpieniem, jednocześnie pełnym pogody ducha i zapału. W tym roku przypada 60. rocznica urodzin, 35. rocznica święceń kapłańskich i 25. rocznica śmierci niezwykłego kapłana ks. Andrzeja Lipczyńskiego.
Nie warto spędzać nocy na zamartwianiu się rzeczywistymi lub urojonymi smutkami, roztrząsając niepokojące problemy. Ale warto postanowić, że będzie się szczęśliwym w tym szarym dniu. To, czego nie da się zmienić, wystarczy z ufnością zawierzyć Bogu - pisał Rainer Haak. Słowa te przywołują wspomnienia o kapłanie, koledze i przyjacielu, śp. ks. Andrzeju Lipczyńskim. Odnajduję w nich ślad jego osobistej historii naznaczonej wielkim cierpieniem, które stało się dominantą jego kapłańskiego życia, a także przyczyną przedwczesnego odejścia. Każdy dzień jego kapłaństwa był takim właśnie darem, którym mimo cierpienia potrafił się cieszyć, za który także Bogu dziękował.
Ks. Andrzej przyszedł na świat w Lublinie 20 lipca 1959 roku. Rodzice Teodora (z Niezabitowskich) i Edward Lipczyńscy mieszkali w Wąwolnicy. Słynąca łaskami Matki Bożej Kębelskiej miejscowość była świadkiem szczęśliwego dzieciństwa i młodości Andrzeja. Miłością rodziców dzielił się ze swoją młodszą siostrą Renatą. Jako szkołę średnią wybrał Technikum Ogrodnicze w nieodległych Kluczkowicach. Zarówno ówczesny proboszcz wąwolnicki Ks. Józef Gorajek, jak również Ks. Czesław Bielec, proboszcz z Wrzelowca, który katechizował młodzież Technikum Ogrodniczego, byli zgodni w opinii, że Andrzej Lipczyński wyróżniał się nie tylko jako wzorowy uczeń, ale także jako młodzieniec pobożny, chętnie posługujący przy ołtarzu, najpierw jako ministrant, a potem jako uzdolniony lektor. Andrzej nie zaskoczył ani kapłanów w rodzinnej miejscowości, ani najbliższych, gdy po uzyskaniu świadectwa maturalnego w 1979 roku oznajmił decyzję o wstąpieniu do Seminarium Duchownego w Lublinie.
Rocznik seminaryjny Andrzeja wyrastał ponad przeciętność. Z tego rocznika pochodzą dzisiejsi profesorowie KUL, UKSW i wielu znakomitych duszpasterzy. Andrzej najlepiej czuł się wśród kolegów gorliwych i ambitnych, którzy w przestrzeniach wiary i miłości do Chrystusa i Kościoła, modlitwą i pracą zdobywali walory serca i umysłu. Już na pierwszym roku zwrócił na siebie uwagę poczuciem estetyki i zmysłem artystycznym. Został członkiem sekcji plastycznej. Jego pomysły wielokrotnie były wykorzystywane przy artystycznej oprawie wydarzeń z życia seminarium.
Podczas drugiego roku studiów pojawiły się pierwsze objawy choroby stawów: najpierw wysychanie, a następnie postępujące zwyrodnienia. Nikt z lekarzy nie określił jednoznacznie źródła choroby. Sam Andrzej kojarzył to z faktem przemarznięcia podczas listopadowej kwesty na cmentarzu. Diagnoza lekarska brzmiała złowieszczo: postępujący gościec stawowy. Rozpoczęła się walka o maksymalne spowolnienie choroby. Odtąd czas formacji seminaryjnej dla Andrzeja splatał się z walką o zdrowie i sprawność. Mimo wysiłków lekarzy i dostępu do najnowszych osiągnięć medycyny, pod koniec studiów wziął do ręki kulę ortopedyczną, z którą nie rozstał się już do końca.
Rada wychowawców i profesorów, dopuszczająca kandydatów do święceń, mimo wątpliwości, pozytywnie odpowiedziała na prośbę alumna Andrzeja. Niezwykły to był widok kandydata do święceń idącego z nieodłączną już laską, z trudem kładącego się krzyżem na posadzce katedry, a jednocześnie tak wzruszonego i szczęśliwego.
Lata 80. to w historii Kościoła lubelskiego czas budowy kościołów i innych obiektów sakralnych. W ciągu kilku lat liczba świątyń niemal podwoiła się. W konsekwencji potrzebne stały się nowe zastępy kapłanów. Mimo że wraz z pontyfikatem Jana Pawła II liczba powołań znacząco wzrosła, liczba absolwentów Seminarium Duchownego wciąż była niewystarczająca w stosunku do potrzeb diecezji. Dlatego biskup Bolesław Pylak podjął decyzję o skróceniu ostatniego roku studiów seminaryjnych i przyśpieszeniu święceń kapłańskich, przy zachowaniu wszystkich wymaganych prawem przedmiotów i egzaminów. Ks. Andrzej wraz z kolegami byli drugim rocznikiem, których święcenia kapłańskie wypadały w grudniu. Było to dokładnie 15 grudnia 1984 roku. W dniu święceń każdy neoprezbiter otrzymał nominację kierującą niezwłocznie do pracy. Zatem po święceniach i bożonarodzeniowej prymicji w rodzinnej Wąwolnicy, ks. Andrzej Lipczyński rozpoczął posługę w parafii wówczas jeszcze błogosławionej Jadwigi Królowej.