To był dom, gdzie liczył się Bóg, honor i ojczyzna. We wtorki i czwartki mówiło się po francusku, a gdy radziecki generał podarł książkę Orzeszkowej, mówiąc, że to „dupnaja bumaga”, dostał po gębie. O swoim ojcu legioniście Piłsudskiego opowiada jego syn Wojciech.
Wojciech Papież syna Jana i Marii mieszka do dziś w domu, który ojciec zaprojektował i zbudował w osiedlu Czechów Dolny w pobliżu Górek Czechowskich w 1938 roku. To z tym miejscem wiążą się najwcześniejsze wspomnienia i to przez te ściany przetoczyła się historia, której świadkiem od najmłodszych chwil był Wojtek.
- Jedno z moich wspomnień związanych z ojcem dotyczy Pierwszej Komunii świętej. Mama wystroiła mnie w krótkie spodenki, które miały małą kieszonkę. Tuż przed wyjściem kazała mi schować do niej chusteczkę. Zdecydowanie nie chciałem, wtedy mama podeszła i sama chciała włożyć mi tę chustkę, a w kieszeni był papieros, zapałka i draska. Usłyszałem, że po uroczystości ojciec sobie ze mną porozmawia. Rzeczywiście później zawołał mnie tata, siedliśmy przy stole i ojciec położył przede mną paczkę papierosów. Opowiedział mi o skutkach palenia, jakie widział, studiując medycynę w Wilnie i powiedział, że jak chcę palić, to mogę brać od niego papierosy, ale warunek jest jeden: mam palić tylko w domu lub ogrodzie. W szkole i na ulicy mi zabrania. Dla mnie słowa ojca były święte. W domu sam bez kolegów to już nie miałem ochoty na palenie, a poza domem nie mogłem, więc o papierosach zapomniałem – wspomina pan Wojciech.
Dziś z perspektywy swoich 81 lat widzi mądrość ojca w wychowaniu dzieci. By młodemu chłopakowi głupoty nie przychodziły do głowy, zachęcał go do sportu. – Z betonowych bloczków zrobiliśmy ciężarki, a między lipami w ogrodzie ojciec zawiesił drążek – tak zaczęły się moje ćwiczenia i jazda na nartach. Ojciec był góralem, więc kochał narty i mnie nauczył na nich jeździć. Pamiętam jak 6 grudnia 1944 roku, kiedy nic nie było, dostałem narty od ojca. Okazało się, że wcześniej całe wieczory spędzał na strychu, robiąc je dla mnie z desek jesionowych. Jak na tamte czasy miałem nowoczesne wiązania, czyli rzemyki z klamerkami. Wszyscy mi tych nart zazdrościli, a ja je uwielbiałem. Zimą biegłem na nich do szkoły podstawowej na ulicę Długosza, a później do liceum im. Staszica – był to dla mnie dodatkowy trening, bo byłem reprezentantem szkoły, a potem województwa w zawodach narciarskich – wspomina pan Wojciech.
Jednak takich miłych chwil nie było w jego dzieciństwie i młodości wiele. – Wojna zdeterminowała nasze życie rodzinne, a komuniści je zniszczyli, ale nigdy nikt z nas nie myślał, by się poddać. Dla ojca, byłego legionisty, naturalne było, że Bóg, honor i ojczyzna to najważniejsze sprawy w życiu. Przy różnych okazjach powtarzał mi: „Pamiętaj Wojtek, że jesteś człowiekiem i moim synem”. Te słowa pomagały mi przetrwać w najtrudniejszych chwilach, a o wartościach przypominała mi szabla wisząca w domu przy portrecie matki – podkreśla pan Wojciech.
Jan Papież – góral z pochodzenia, gdy nadarzyła się okazja, by walczyć o wolną Polskę, nie zastanawiał się, tylko wstąpił do Brygady Strzelców Podhalańskich, z którą wyszedł z Zakopanego w 1914 roku. Tak zaczęła się jego wojskowa droga – I wojna światowa i wojna 1920 roku były treścią jego młodości. Walka skończyła się niespodziewanie, gdy widząc granat, który wpadł do okopu w pobliże jego kolegi, rzucił się, by go ratować. Niestety, odniósł wówczas poważne rany. Stracił wzrok w lewym oku, miał niedowład ręki i wiele obrażeń wewnętrznych. To, że przeżył, to był cud i pomoc obcych ludzi, ale nie mógł już czynnie uczestniczyć w walce.
– Kiedy ojciec wydobrzał, postanowił studiować w Wilnie. Najpierw medycynę, ale nie dane było mu skończyć studiów, kiedy wstawił się za koleżanką z roku, której prowadzący zajęcia w prosektorium adiunkt kazał najpierw wypreparować męskie genitalia, a potem rzucił nimi w twarz dziewczyny. Doszło do awantury, ojciec nawet chciał się pojedynkować, wysyłając swoich sekundantów, ale druga strona ich nie przyjęła. Skończyło się na rezygnacji z medycyny i przeniesieniu na Akademię Sztuk Pięknych. Ojciec zawsze lubił malować. Nawet w okopach I wojny pisał pamiętnik i ozdabiał go rysunkami – opowiada pan Wojciech, który szczyci się posiadaniem tego dokumentu.
Jan choć studiował, był dalej oficerem w stanie spoczynku. Kiedy Piłsudski zaczął w II Rzeczpospolitej tworzyć kontrwywiad, tzw. wydział drugi popularnie nazywany „dwójką”, Jan znalazł się w jego szeregach.
– Nowa jednostka jednak nie spełniała oczekiwań Piłsudskiego, więc po jakimś czasie wezwał do siebie kadrę oficerską „dwójki” i podzielił działalność, mianując wielu z nich na różne stanowiska w różnych częściach Polski. Ojca wysłał do Puław, gdzie najpierw miał być starostą, ale nie chciał takiej funkcji, więc został szefem wydziału wojskowego i przewodniczącym Związku Legionistów Polskich. Jego zadaniem było wychowanie sobie takich zaufanych ludzi, którzy będą mieli dyskretną kontrolę nad tym, co dzieje się w wojsku i nastrojach społecznych. Tak ojciec trafił na Lubelszczyznę. W 1936 roku dostał przeniesienie do Lublina, gdzie utworzono koszary. Tu też poznał moją mamę. Zakochał się i wystąpił z pismem do Piłsudskiego o zgodę na ślub z Marią. Takie wówczas były zasady. Zgoda przyszła, ślub się odbył, a za rok pojawiłem się na świecie ja – opowiada pan Wojciech.