Kiedy 1 marca 1891 roku we wsi Baranówka pod Lubartowem urodził się pewien chłopiec, nikt nie przypuszczał, że czeka go męczeńska śmierć i chwała ołtarzy. 75 lat temu zamordowano karmelitę o. Józefa Mazurka. To jedyny święty pochodzący z lubartowskiej parafii.
Choć Józef Mazurek jest jedynym świętym pochodzącym z naszej parafii, nie jest postacią dobrze znaną. Wynika to pewnie z faktu, że większość swojego życia spędził poza Lubartowem za sprawą swego stryja karmelity, który musiał mieć duży wpływ na życie rodziny – mówi ks. Andrzej Juźko, proboszcz parafii św. Anny w Lubartowie.
Dziś trudno opisać dokładnie jak to się stało, że rodzice wysłali 12-letniego chłopca do Wadowic, do alumnatu karmelitów bosych. Wiadomo, że tam właśnie przebywał brat ojca Józefa, Bogumił, który wziął chłopca pod swoją opiekę. To z pewnością zdecydowało, że ludzie pracujący na co dzień na roli oddali swego syna na wychowanie i naukę na drugi koniec Polski. Chłopiec wraz z rówieśnikami, którzy podobnie jak on przebywali u zakonników, mieszkał w klasztorze, a do gimnazjum chodził w Wadowicach. – Z biografii o. Mazurka przygotowanej przez jego współbraci wynika, że codzienność łącząca życie klasztorne z nauką w świeckiej szkole nie była łatwa, a dla dzisiejszej młodzieży może wydawać się wręcz nieosiągalna. Okazuje się, że już o 4.45 była pobudka, o 5.00 rozpoczynała się wspólna modlitwa, rozmyślanie, potem uczestniczyli we Mszy św., jedli śniadanie, aby na 8.00 zdążyć do szkoły, skąd wracali na obiad podawany w południe. Kwadrans przed 14.00 musieli być ponownie w szkole. Przychodzili do klasztoru po 16.00, by odrobić lekcje, zjeść kolację, przed którą recytowali Różaniec. Cisza nocna obowiązywała od 21.00 – opowiada ks. Andrzej.
Nie było to jednak dla Józefa problemem, gdyż do Lubartowa nie wrócił. Dodatkową motywacją do pogłębiania wiary i służby Bogu stał się fakt, że przeorem tamtejszego klasztoru został Rafał Kalinowski. Dla chłopców był to bohater powstania styczniowego, który za swoją miłość do ojczyzny doświadczył także zesłania na Sybir. Chłopcy lgnęli do niego, chętnie służyli mu do Mszy św., chcieli naśladować. Dla Józefa był to wzór, o czym sam mówił będąc po latach świadkiem w procesie beatyfikacyjnym Rafała Kalinowskiego. Wiadomo, że młodzi szukali u niego wsparcia, czuli się zawsze szanowani, a pomoc przełożonego w nauce języków obcych i rozwiązywaniu trudnych zadań matematycznych była nieoceniona. On też stał się po latach dla Józefa przykładem wypełniania swoich obowiązków, jako przełożony wspólnoty.
Mając taki wzór, Józef nie wahał się przyjąć habitu zakonnego. Wiązało się to ze złożeniem ślubów i przyjęciem nowego imienia. Od 29 sierpnia 1906 roku, czyli od dnia uroczystości, nie ma już Józefa, który umarł dla świata, ale jest Alfons od Ducha Świętego, brat karmelita, który chce dążyć do nieba. Przyjęcie habitu i nowego imienia nie czyniło go jeszcze w pełni ukształtowanym zakonnikiem.
16 lipca 1916 roku, w uroczystość Matki Bożej Szkaplerznej, br. Alfons od Ducha Świętego przyjął święcenia kapłańskie. Zaraz po uroczystości wyjechał do Krakowa, gdzie spotkał się ze swym stryjem karmelitą i wraz z nim ruszył do rodzinnego Lubartowa, by w swoim parafialnym kościele odprawić Mszę św. prymicyjną.