Zniszczony przez czas, w brązowej płóciennej okładce, z górą 500-stronicowy notatnik stał zawsze na półce z książkami, obok drugiego, grubszego w niebieskich okładkach. Pamiętnik matki wydali Jacek i Wojciech Machowie.
Pełna nadziei
Poszli chłopcy z Lublina, by walczyć. Wielu z nich poległo. Do miasta docierają coraz straszniejsze wieści. Na początku sierpnia Jadwiga pisze: „Położenie nasze jest straszne. Nasi wciąż się cofają. Lublin przepełniony szpitalami. Czy będzie wzięty? Nie, nie damy Lublina! Mimo wszystko wewnętrzne moje przekonanie jest jednak takie, że to wszystko dobrze się skończy. Tyle krwi, tyle młodzieży, zapału i ofiar! To nie może pójść na marne!”. Przeczucie nie myli młodej dziewczyny. 16 sierpnia z entuzjazmem notuje „Idziemy na przód! Zdobywamy miasta i wsie. Całymi masami ciągną chłopcy przez Lublin, a jakież miny mają dziarskie. Zdawałoby się, że każdy chce powiedzieć: patrz-– to ja jestem polskim żołnierzem”.
Kolejne dni na kartach pamiętnika są zapisem radości ze zwycięstwa i smutku, gdy docierają wiadomości o śmierci kolejnych kolegów z uniwersytetu. Życie toczy się dalej. W listopadzie, nieco z opóźnieniem, znów otwarto uniwersytet. Jadwiga podejmuje dalsze studia. Jej codzienność wypełnia praca i nauka przeplatana tęsknotą za kimś drugim. Jej rówieśnicy zakładają rodziny, a ona wciąż jest sama.
Towarzysza życia znalazła dosyć późno. Jej ślub z kapitanem rezerwy Józefem Machem odbył się w 1935 roku. W styczniu 1936 roku przychodzi na świat jej syn Jacek, a za rok Wojciech. Szczęście rodzinne przerywa jednak wybuch II wojny światowej i nagła śmierć męża w kwietniu 1940 roku. Jadwiga zostaje sama z dwójką małych dzieci. To dzięki jej determinacji i pracowitości rodzina przeżywa czas okupacji. Nie ma wówczas czasu na pisanie pamiętnika. Sytuacja Polski po wojnie nie pozwala na wspomnienia z jej młodości.
To, co zapisała Jadwiga ujrzało światło dzienne 100 lat później, dokładnie w 2018 roku, kiedy to jej synowie wydali wspomnienia matki.