W codziennym zabieganiu i zamknięciu z powodu epidemii, warto przypomnieć świadectwa ludzi, którzy odkryli sens życia dzięki doświadczeniu wiary. Jedną z takich osób jest Carol Razza, która przed kilku laty gościła w Lublinie. Opowiadała o swoim nawróceniu podczas musicalu.
Przyjechała do Lublina w 2012 roku ze Stanów Zjednoczonych, by opowiedzieć o swoim spotkaniu z Jezusem. Jej świadectwo wciąż jest aktualne.
Carol urodziła się po 12 latach starań o dziecko przez jej rodziców. Nie była jednak pierwszym dzieckiem w rodzinie. Jej starsza o 12 lat siostra słynęła z pięknej jasnej karnacji, blond włosów i bujnych loków. Była ślicznym dzieckiem, więc wszystkim wydawało się naturalne, że jest też mądra. Kiedy w końcu urodziła się Carol, miała ciemną cerę i czarne włosy.
– Tych włosów miałam ponoć mnóstwo i moi kuzyni mówili o mnie, że jestem włochata. Gdy dorastałam, na każdym kroku słyszałam, jak to piękna jest moja siostra i jaka jest wspaniała. Ja zbierałam same przycinki – opowiada Carol.
Utwierdzało się w niej przekonanie, że jest brzydka. – To były kłamstwa, które we mnie tkwiły i sprawiały, że byłam bardzo nieśmiała. Moja mama często mówiła innym, że Carol jest taka grzeczna i siedzi cichutko w swoim pokoju. Ja nie byłam grzeczna, ja byłam zalękniona – mówiła Carol. Gdy poszła do szkoły, doszło kolejne błędne przekonanie, że jest w dodatku głupia.
– Moi rodzice byli imigrantami z Włoch. Mama miała skończone tylko trzy klasy szkoły podstawowej, tato może cztery. Nie mogłam więc liczyć na ich pomoc w nauce. Co prawda oboje mówili mi często, że jestem piękna i mądra, ale ja wierzyłam bardziej nauczycielom i kolegom, według których byłam brzydka i głupia – opowiada.
Paraliżujący lęk
Chodziła do szkoły przy kościele, w której pracowały siostry zakonne.
– Ta, która mnie uczyła, miała wtedy pewnie jakieś 20 lat, ale wydawała mi się stara i straszna. Bardzo się jej bałam. Kiedy mnie pytała o coś, strach odbierał mi głos i nie potrafiłam nic powiedzieć. Ona też przygotowywała mnie do Pierwszej Komunii św. Przyszedł czas egzaminu. Siostra zadała mi proste pytanie, ja stałam jak zaklęta, cała się trzęsąc. Usłyszałam wtedy, że jestem bardzo głupia, skoro nie potrafię odpowiedzieć na pytanie, i nie zasługuję na Pierwszą Komunię św. Rozpłakałam się. Znałam odpowiedź, bardzo kochałam Jezusa i chciałam, jak inne dziewczynki być w białej sukience i przyjąć Go do mojego serca, nie mogłam jednak wykrztusić słowa – opowiada Carol.
Na całą tę scenę wszedł do klasy ksiądz proboszcz. Zobaczył, że dziewczynka płacze, i zapytał dlaczego. Siostra odpowiedziała, że dziecko jest za głupie, by zostać dopuszczone do Pierwszej Komunii. Proboszcz wziął Carol za rękę i wyszedł z nią z klasy. Zaczęli rozmawiać o Jezusie. Carol opowiedziała o swoim pragnieniu Komunii i o tym, co o Jezusie wie.
– Na to ksiądz proboszcz powiedział do mnie: „Wcale nie jesteś głupia. Widzę, że jesteś przyjaciółką Jezusa i na pewno pójdziesz do Komunii”. Poprosiłam, żeby ksiądz przekazał siostrze tę wiadomość. Tak się stało. Nie wiedziałam wtedy, że słowa proboszcza są proroctwem dla mnie – opowiada.
Zakochani patrzą inaczej
Kolejne lata porównywania jej do siostry pogłębiały frustrację.
– Te dwa kłamstwa o brzydocie i głupocie, które zasiał we mnie szatan za pośrednictwem ludzi, pogłębiały się. Nie wierzyłam we własne siły i niebezpiecznie zbliżałam się do depresji. Nie wiem, co by się ze mną stało, gdyby Pan nie postawił na mojej drodze chłopaka – mówi Carol.
To była pierwsza dziewczęca miłość. Carol miała 16 lat, Paul też. Nagle dziewczyna zaczęła patrzeć na siebie oczyma ukochanego. – Nie wydawałam się już sobie taka straszna. Paul uczył mnie patrzenia na różne sprawy w zupełnie nowym świetle. Oboje byliśmy wierzący i jako nastolatkowie chcieliśmy dochowywać sobie wierności i pozostać w czystości aż do ślubu. To, że się nam to udało, to wielka łaska otrzymana od Pana Boga – mówi Carol. Powoli zaczęła także odkrywać, że nie jest taka głupia. Poszła na wymagające studia. Skończyła psychologię, zrobiła także doktorat. – To był jednak jakiś wewnętrzny przymus, by udowodnić wszystkim, że się mylili, że jednak jestem mądra i mogę wiele osiągnąć – mówi. Kolejne laury w dziedzinie nauki nie przynosiły jej jednak spokoju w sercu. Wydawało się, że powinna być szczęśliwa. Miała cudownego męża, dwóch synów, tytuły naukowe i... ciągły niepokój w sercu. – Tkwiły we mnie głęboko różne zranienia i kłamstwa z dzieciństwa. Dlatego przestrzegam rodziców i nauczycieli, że bardzo łatwo zniszczyć w dziecku poczucie własnej wartości. Tak jak to było w moim przypadku. Uważajcie na słowa, które kierujecie do dzieci – prosiła Carol.