Czcigodny sługa Boży Stefan Wyszyński spędził w Lublinie i na Lubelszczyźnie w sumie 9 lat, a były to lata ważne dla jego życia i dla roli, jaką miał odegrać w Kościele w Polsce w II połowie XX wieku.
Historię związków Stefana Wyszyńskiego z Lublinem można podzielić na trzy etapy. Pierwszy to studia na Uniwersytecie Lubelskim w latach 1925-1929. (Jeszcze wtedy nie miał on w nazwie przymiotnika „katolicki”, chociaż od początku był programowo uniwersytetem katolickim).
Biskup włocławski Stanisław Zdzitowiecki zwrócił uwagę na uzdolnionego kapłana i postanowił posłać go na studia. Skierował go do Lublina, także dlatego, że od początku należał do orędowników idei katolickiego uniwersytetu. Warto przypomnieć, że pierwszym rektorem w Lublinie został Idzi Radziszewski, rektor Akademii Duchownej w Petersburgu i kapłan diecezji włocławskiej. Także ks. Józef Kruszyński, rektor Uniwersytetu w czasach studiów ks. Stefana Wyszyńskiego, był kapłanem tej diecezji. Z diecezji włocławskiej wywodził się także ówczesny biskup lubelski Marian Fulman.
Wyszyński studiował na Uniwersytecie prawo, ale interesował się także pracami sekcji społeczno-ekonomicznej. Działał w organizacjach studenckich, w Bratniaku i Odrodzeniu. Studia zakończył obroną pracy doktorskiej na temat „Prawa Kościoła do szkoły”.
Mieszkał w Konwikcie Księży Studentów na ulicy Archidiakońskiej na Starym Mieście, o czym przypomina umieszczona tam tablica pamiątkowa. Spotkał się tam ks. Władysławem Korniłłowiczem, który był dyrektorem Konwiktu Księży, podczas gdy ks. Stefan Wyszyński pełnił zadania seniora, czyli reprezentanta konwiktorów. Ksiądz Korniłłowicz stał się dla niego duchowym przewodnikiem i przyjacielem.
Wybuch drugiej wojny światowej sprawił, że ksiądz Wyszyński wrócił po dziesięciu latach na ziemię lubelską. W roku 1939, zaraz po rozpoczęciu działań wojennych, został wysłany przez kolejnego biskupa włocławskiego, Karola Radońskiego, z grupą alumnów szóstego roku do Lublina. Spodziewano się, że daleko od linii frontu będą mogli dokończyć studia i przyjąć święcenia. W Lublinie odkryli, że nie będzie to możliwe – zastali miasto po ciężkim bombardowaniu, ruszyli więc dalej na Wschód. Kiedy się dowiedzieli, że wojska sowieckie wkroczyły do Polski, powrócili po wielu perypetiach do Włocławka, znów przez Lublin.
Gdzieś na pograniczu dzisiejszej Lubelszczyzny i Ukrainy ks. Wyszyński zatrzymał się, aby wyspowiadać żołnierza. Spotkał tam rolnika, który ze spokojem siał zboże. Wyszyński wyraził zdziwienie, ale i uznanie, że nie poddaje się powszechnej panice i ucieczce, tylko spokojnie robi swoje. „Proszę księdza – skomentował siewca – gdy zostawię zboże w spichlerzu, to spłonie, a jak wrzucę je w ziemię, to zawsze ktoś będzie z niego jadł chleb.”
Kolejny raz Ksiądz Wyszyński przybył na Lubelszczyznę w 1940 r. W posiadłości Zamoyskich w Kozłówce spędził trzynaście miesięcy od początku lipca 1940 r. do końca sierpnia roku 1941. Skierował go tam ks. Władysław Korniłłowicz. Zaproponował swego dawnego studenta na kapelana Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek Służebnic Krzyża.
Prowadzony przez siostry Zakład dla Ociemniałych w Laskach pod Warszawą musiał być ewakuowany ze względu na działania wojenne. Na zaproszenie rodziny Zamoyskich siostry przybyły z dziećmi i pracownikami do Kozłówki, gdzie znalazło także schronienie wiele znamienitych osób życia publicznego. Ksiądz Stefan Wyszyński, mimo iż był poszukiwany przez gestapo, podjął się funkcji kapelana i ojca duchowego.
W pałacowej kaplicy sprawował Eucharystie, głosił nauki rekolekcyjne, budził nadzieję, umacniał wolę życia i przetrwania. Jego wykłady dla sióstr i mieszkających w pałacu gości nazywano żartobliwie „akademią kozłowiecką”. Służył opieką duszpasterską członkom ruchu oporu i włączył się w tajne nauczanie. Pomagał w duszpasterstwie okolicznym kapłanom.