Nowy numer 13/2024 Archiwum

Podarowane życie. Świadectwo uzdrowienia

Zdiagnozowany nowotwór z początkami inwazji zniknął z jej organizmu. Oficjalnie lekarze potwierdzili, że nie da się tego wytłumaczyć medycznie i przypadek Anny można uznać za cudowną interwencję Matki Bożej Kębelskiej.

Anna Ceglarska mieszka w Poniatowej. W lipcu skończyła 43 lata. Pomyślała, że z okazji urodzin wykona badanie cytologiczne, bo już dawno go nie robiła. Wynik miał być za dwa tygodnie. Telefon z przychodni przewrócił jej życie do góry nogami.

– Zadzwonili, żebym przyszła, bo z moim wynikiem jest coś nie tak. Poszłam. Gdy weszłam do gabinetu lekarskiego, na biurku leżały przygotowane dla mnie skierowania na różne badania i informacje, jakie szpitale mam do wyboru. Byłam w szoku. Lekarz próbował mnie uspokoić, że jeszcze nic nie wiadomo, że trzeba zrobić biopsję, tylko radzi z tym nie zwlekać. Nie miałam pojęcia, jaki szpital wybrać. Nie znam żadnego lekarza w Lublinie, więc popatrzyłam na nazwy szpitali i rzucił mi się w oczy szpital im. Kardynała Wyszyńskiego. Pomyślałam, że skoro taki patron, to może i mną się zaopiekuje – mówi pani Anna.

Przychodnia w Poniatowej jest tuż obok kościoła. Gdy Anna wyszła od lekarza, pobiegła wprost przed ołtarz.

– Musiałam strasznie wyglądać. Pani, która w kościele układała kwiaty, powiedziała mi później, że jak mnie zobaczyła, pomyślała, że stała się jakaś tragedia. A ja mogłam tylko płakać przed Jezusem. Wieczorem udałam się na nabożeństwo o uzdrowienie duszy i ciała do Wąwolnicy. Miałam tysiące myśli w głowie, w tym najczarniejsze, że nie doczekam np. świąt Bożego Narodzenia – wspomina.

Na drugi dzień jechała do szpitala na biopsję. Wynik był jednoznaczny – nowotwór z początkami inwazji.

– Patrzyłam na lekarza, który to mówił, i jakbym nie rozumiała do końca tego, co słyszę. Docierało do mnie, że mam mieć operację, a potem czeka mnie chemia. Nie wiedziałam, o co mam zapytać, w końcu wydusiłam z siebie: „Jakie są rokowania?”. Lekarz popatrzył na mnie, potem wyjął zza koszuli krzyżyk i powiedział: „Widzę, że pani też ma krzyżyk na szyi. Tu są najlepsze rokowania, a najlepiej udać się do Matki Bożej do Wąwolnicy”. To mnie jakoś obudziło – opowiada.

Anna pracuje z dziećmi niepełnosprawnymi w ośrodku w Kęble, który mieści się tuż przy miejscu objawień Matki Bożej Kębelskiej. Od dawna, jadąc do pracy, wstępowała do Jej sanktuarium w Wąwolnicy, jeździła też na Msze Święte z modlitwą o uzdrowienie, zanim jeszcze zachorowała. Pomyślała wtedy, że ratunek dla niej jest u Matki Bożej.

– Pojechałam do Wąwolnicy, jak wiele razy wcześniej. Bardzo chciałam porozmawiać z księdzem Janem Pęziołem, wieloletnim kustoszem sanktuarium. Chciałam pójść do niego do spowiedzi, zanim poddam się operacji. Akurat odprawiał Mszę świętą. Po jej zakończeniu podeszłam do niego, opowiedziałam, w jakiej jestem sytuacji. Pobłogosławił mnie i powiedział, że będzie się za mnie modlił. Cała moja rodzina, przyjaciele też modlili się o moje zdrowie u Maryi Kębelskiej – opowiada.

« 1 2 3 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy