Abp Józef Życiński odszedł niespodziewanie 11 lat temu. Ciągle był w drodze, jakby przeczuwał, że nie będzie miał zbyt wiele czasu. O tym, jak zapisał się w ludzkiej pamięci, opowiada abp Stanisław Budzik.
Otwarty na drugiego
Arcybiskupa Józefa Życińskiego znaliśmy jako wielkiego myśliciela, naukowca, ale ujmował nas przede wszystkim swoją osobowością. Zawsze przyjazny, życzliwy, łatwo nawiązujący kontakt, dostrzegający dobro w drugim człowieku, znajdujący w jego duszy strunę, którą umiał poruszyć, nie pozostawiający nikogo obojętnym. Miał jasne poglądy i odważnie je formułował, nie lękając się, że się komuś narazi. Umiał łączyć wielkie przemyślenia natury filozoficznej o kondycji człowieka, świata czy Kościoła z zamiłowaniem do szczegółu. Potrafił precyzyjnie nazywać rzeczy po imieniu, znaleźć słowo odpowiednie do sytuacji, słowo, które podnosiło, krzepiło, pobudzało do refleksji.
- Przemierzając obecnie archidiecezję lubelską, odprawiam w tych samych kościołach, wizytuję te same wspólnoty i często spotykam się ze śladami jego obecności, w formie zdjęć, wpisów w księgach pamiątkowych, tablic, ale jeszcze ważniejsze są trwałe wspomnienia, które ludzie noszą w sercach. Arcybiskup Józef chciał być „wszystkim dla wszystkich”, jak św. Paweł: do każdego dotrzeć, każdemu pomóc. To wszystko zapisało się na trwałe w ludzkich sercach. Jest ziarnem, które przynosi plon - podkreśla abp Stanisław i dodaje, że abp Józef uczył nas autentycznego szacunku dla każdego człowieka i wierności Kościołowi.
- Mieszkam w tym samym domu, spotykam ludzi, których ukształtował swoją osobowością, staram się kontynuować jego dzieła. Im więcej znajomych mamy po drugiej stronie życia, tym łatwiej nam uwierzyć w tajemnicę świętych obcowania. Sprawdza się powiedzenie ks. Twardowskiego, że nieraz trzeba odejść daleko, aby zawsze być blisko. Mimo upływu lat od jego odejścia czuję wyraźnie duchową obecność arcybiskupa Józefa. Z wdzięcznością i pokorą stąpam po śladach jego stóp, które go przetrwały - mówi abp Stanisław Budzik.