O doświadczeniu wiary, zachwycie św. Franciszkiem i odkrywaniu powołania mówią bracia kapucyni Mateusz Kamecki i Piotr Zacharski.
Nie ma jednego szablonu, według którego zostaje się zakonnikiem. Każdy ma własną drogę do odkrycia i do przeżycia. Jest jednak coś, co łączy: to pozytywna odpowiedź na pytanie o miłość.
W przypadku brata Mateusza najpierw było pragnienie zostania kapłanem, potem dopiero życia zakonnego. - Zanim poznałem braci, jako młody chłopak zafascynowany byłem św. Franciszkiem i czułem, że chcę iść w tę stronę. Był we mnie jakiś sprzeciw wobec tego, co mówił świat, co wpajali mi różni ludzie, że mam się uczyć, by zdobyć dobry zawód i zarabiać pieniądze, a one dopiero sprawią, że będę szczęśliwy. Szukałem wtedy sensu życia i podejmowałem refleksje na temat własnej drogi życiowej. Dlatego św. Franciszek, który nie pokładał nadziei w dobrach materialnych, a nawet je porzucił, a mimo to płonął radością, wynikającą z relacji z Chrystusem, coraz bardziej stawał się odpowiedzią na nurtujące mnie wewnętrzne pytania. Pragnąłem pójść drogą ubóstwa, aby żyjąc ideałem ewangelicznym, wchodzić w coraz większą wolność duchową - mówi br. Mateusz.
Któregoś roku pojechał na Spotkanie Młodych w Lednicy i tam pierwszy raz zobaczył jednego z braci kapucynów. - Młody człowiek w brązowym habicie leżał sobie na trawie, patrzył w niebo i miał w sobie taki pokój, który z niego emanował... - wspomina zakonnik.
Idąc tym śladem, zaczął przychodzić do kościoła braci kapucynów w Białej Podlaskiej. Tam zaczął służyć do Mszy św. i zaangażował się we wspólnotę oazową, którą bracia prowadzili. - Miałem wtedy jakieś 18 lat, ale myśli o powołaniu pojawiały się już wcześniej. Kiedy zacząłem poznawać braci i ich życie, przekonywałem się, że to moja droga, a ich styl życia mnie pociąga. Bracia, którzy wtedy pracowali w Białej, inspirowali mnie - mówi br. Mateusz.
Mniej więcej od II klasy technikum każdego dnia pojawiała się w jego sercu myśl o byciu zakonnikiem. - Dawało mi to radość i poczucie sensu, którego wcześniej mi brakowało. Na modlitwie przyszło też takie doświadczenia odczucia Bożej miłości. Pojawiły się we mnie jakieś ogień i radość. Przyszła też motywacja, by przyłożyć się do nauki i zdać maturę, żeby móc pójść do seminarium. Po maturze wstąpiłem do braci kapucynów, a lata formacji utwierdziły mnie, że to jest droga, na której mogę służyć Bogu i naśladować Jezusa na wzór św. Franciszka z Asyżu. On wciąż pociąga mnie i uczy życia przepełnionego prawdziwą radością i pokojem Chrystusa - mówi br. Mateusz.