Od najmłodszych lat widzieli w swoich rodzinach, jak Pan Bóg przychodzi z pomocą w codziennym życiu. Nic dziwnego, że widząc Jego działanie, swoją miłość i rodzinę oparli na wierze.
Finał tej drogi miał miejsce na pielgrzymce wspólnotowej. Długa jazda autokarem sprzyjała rozmowom, poznaniu się bliżej i wspólnej modlitwie.
– Na tej pielgrzymce był taki zwyczaj, że codziennie w drodze otwieraliśmy Pismo Święte i czytaliśmy jakiś fragment, potem, jeśli ktoś chciał, mógł podejść na przód autokaru i wobec wszystkich podzielić się tym, co to słowo znaczy w jego życiu. Ja jestem raczej nieśmiała, a wszystkie publiczne wystąpienia dużo mnie kosztują, wtedy jednak poczułam takie przynaglenie, żeby wstać. Poruszyło mnie słowo Boże, bo wcześniej zmagałam się z myślami o nieudanej relacji, w jakiej byłam. Wtedy poczułam, że jestem wolna, że zakończyłam definitywnie to, co było i oddaje się w Boże ręce. Powiedziałam o tym publicznie, a kiedy wracałam na swoje miejsce w autokarze, zaczepił mnie pełen radości Janek, dla którego wiadomość, że jestem wolna była ważna – mówi Weronika. Kolejne dni dały im okazję do wielu rozmów i wzajemnego poznawania. – To było odkrywanie siebie, bo wcześniej znaliśmy się przecież, ale jakoś nie przepadaliśmy za sobą. Tutaj zaczęliśmy jednocześnie pytać Pana Boga jak On na nas patrzy.
Takim przełomem była wizyta w Medjgorju. Janek wówczas odłączył się od grupy i zgubił. Ja szłam z innymi na miejsce, gdzie stała figura Matki Bożej. Zajęłam sobie miejsce pod krzyżem, skąd dobrze widać było Maryję i prosiłam, żeby wskazała mi, co mam robić, czy mam angażować się w relację z Jankiem, czy jest inny plan dla mojego życia. Spojrzałam na figurę i zobaczyłam, że tuż obok niej stoi Janek – opowiada Weronika.
Rzeczywiście Janek, który chciał się pomodlić z daleka od grupy zgubił się i szedł jakimiś dziwnymi ścieżkami, tak, że na miejsce modlitwy dotarł z drugiej strony placu. – Trochę się wtedy wystraszyłem, ale jakoś udało mi się dotrzeć do miejsca, gdzie stała figura Maryi. Zaszedłem ją od tyłu tak, że stałem tuż przy wyciągniętej ręce Matki Bożej, co wyglądało jakby wskazywała dla mnie. Naprzeciw figury był krzyż. Spojrzałem na niego, a tam stała Weronika. Dziś odczytujemy tamto zdarzenie, jako odpowiedź na nasze pytania, czy Pan Bóg ma dla nas wspólny plan – mówi Janek.
Weronika i Jan są małżeństwem od 2 lat, mają synka Rysia i każdego dnia dziękują Bogu za miłosierdzie, jakie im nieustannie okazuje.
– Mamy wybuchowe charaktery, łatwo przychodzą nam sprzeczki. Wiemy jednak, że z Bożą pomocą jesteśmy w stanie stawać się jednością i chcemy głosić Jego chwałę, której jesteśmy świadkami – mówią małżonkowie.