Nie wie, co to nuda. Od 40 lat nieustannie ma coś do zrobienia, bo swoje powołanie widzi jako służbę ludziom, niezależnie od czasów i miejsca. Ks. Eugeniusz Zarębiński, proboszcz, przyjaciel młodych i starszych, duszpasterz kolejarzy.
Młodzież zgromadzona wokół ks. Jana spędzała razem także ważne wydarzenia, świętowała imieniny i urodziny oraz sylwestra.
– Wraz z naszym kapłanem bawiliśmy się całą noc bez alkoholu. Był to czas pełen radości i entuzjazmu, potem szliśmy razem na pierwszą Mszę św. do kościoła i dopiero kładliśmy się spać. Mimo smutnych i trudnych czasów, jakie panowały wtedy w Polsce, my byliśmy szczęśliwi i gotowi dzielić się naszą radością. Z tej grupy przyjaciół 5 chłopców zostało kapłanami, a 3 dziewczyny siostrami zakonnymi – opowiada kapłan.
Także młody Eugeniusz rozeznał, że chce iść przez życie jako kapłan. W 1976 roku wstąpił do seminarium duchownego w Białymstoku, gdzie rozpoczął studia. Nic nie wskazywało na to, że przed nim trudne wydarzenia, które będą miały wpływ na dalsze życie. Po roku studiów do seminarium został przyjęty kandydat z Grodna, niejaki Aleksander Ciereszko.
– Zaintrygowało nas to, bo w tamtym czasie w ZSRR nie można było oficjalnie wstąpić do seminarium, a przyszli kapłani często przygotowywani byli w ukryciu przed władzami. Do nas oficjalnie z pozwoleniem na studia przychodzi ktoś zza wschodniej granicy, to było dziwne. Nie wnikałem w to jednak. Zostałem poproszony przez moich przełożonych, żeby pomagać mu w nauce. Wówczas seminarium białostockie nie miało jednego budynku, a klerycy mieszkali porozrzucani: u sióstr pasterzanek przy ul. Orzeszkowej lub na plebanii parafii NSJ przy ul. Traugutta, jeszcze w innym miejscu były wykłady. Trudniej więc było wychwycić różne podejrzane sprawy – mówi ks. Eugeniusz.
Po trzech latach studiów, doszło do władz seminaryjnych, że kleryk Ciereszko jest agentem służb KGB wysłanym specjalnie do Polski, by tu przyjąć święcenia i rozpracowywać Kościół katolicki na Grodzieńszczyźnie. Został on natychmiast wydalony ze studiów, a ks. Eugeniusz jako najbardziej z nim związany poprzez pomoc w nauce, musiał pójść na urlop.
– Niektórzy mogli podejrzewać, że Ciereszko mógł mieć na mnie jakiś wpływ i moje dalsze przygotowanie do kapłaństwa zawisło na włosku. Zostałem skierowany do pomocy w parafii kolejarskiej pw. Św. Andrzeja Boboli w Białymstoku Starosielcach. Tam była potrzeba, bym uczył katechezy i pomagał przy ministrantach. Jako młody kleryk dobrze się dogadywałem z młodzieżą i zdobyłem wiele doświadczenia. Po roku okazało się, że nie mogę wrócić do seminarium, ale ówczesny rektor pojechał w mojej sprawie do Lublina do bp Bolesława Pylaka, który zgodził się przyjąć mnie do seminarium lubelskiego. Tak znalazłem się tutaj – opowiada ks. Eugeniusz.