Wielki Piątek - Jezus umiera na krzyżu. Za krzyżem poszła też młodzież, rozważając mękę Jezusa na terenie byłego obozu koncentracyjnego na Majdanku. Publikujemy rozważania z tej modlitwy.
To w tym miejscu oprawcy próbowali uczyć więźniów, że "nie ma miłości". Chcieli pokazać osadzonym, że nie warto kochać, że to nie ma sensu. A jednak...
Stacja I
Jezus na śmierć skazany
Ksiądz Emilian Kowcz urodził się w Kosmaczu 20 sierpnia 1884 r. Ukończył studia teologiczne w rzymskim Collegium Ruthenum. Święcenia kapłańskie przyjął w 1911 r. Jako proboszcz parafii Przemyślany koło Lwowa prowadził działalność religijną i społeczną. Organizował lokalne kongresy eucharystyczne, inicjował liczne przedsięwzięcia o charakterze oświatowo-kulturalnym. Okazywał Miłość przez pomoc Polakom, Ukraińcom i Żydom podczas niemieckiej okupacji. Nie wahał się katechizować i chrzcić Żydów, aby ochronić ich przed Zagładą.
Na Majdanku przebywał na III polu więźniarskim, w baraku nr 14. W obozie pełnił posługę duszpasterską. Do swoich najbliższych pisał w listach: „Dziękuję Bogu za jego łaskawość dla mnie. Poza Niebem to jedyne miejsce, w którym chciałbym przebywać. Wszyscy jesteśmy tu równi: Polacy, Żydzi, Ukraińcy, Rosjanie, Litwini czy Estończycy. Jestem tu teraz jedynym kapłanem. Nie mogę sobie wyobrazić, co by oni beze mnie zrobili.”
Ksiądz Emilian Kowcz zmarł w obozowym szpitalu 25 marca 1944 r. Został beatyfikowany we Lwowie 27 VI 2001 roku przez Ojca Świętego Jana Pawła II.
Miłość jest cicha wśród tłumu. To nie jest motywacja do dyskusji, usprawiedliwiania się. Fałsz, zrzucanie z siebie odpowiedzialności - tam nie ma miłości. To nie hardość - miłość to pokora. To prawda, która domaga się sprawiedliwości. To słowa, które, nawet niewypowiedziane, istnieją. Miłość - ona trwa. Ona w ciszy idzie twardą drogą do Majdanka, szczuta psami i poganiana kolbami pistoletów. Upada, przygniatana, ale dąży do prawdy, więc ciągle wstaje. Milczy, bo poddaje się wyrokowi. Inni będą ją oceniać, lub nawet wyśmiewać. Ten, kto jej doświadczy, mimo ciężaru doświadczeń doceni ją.
Jezu, Miłości skazana na śmierć, pomóż nam nieść Twoją Miłość tam, gdzie oskarżany jest niewinny człowiek.
Stacja II
Jezus bierze krzyż na swoje ramiona
Wielu więźniów pozostawiło ukochane osoby na wolności, ale więź z nimi, niezależnie od długości pobytu i warunków życia na Majdanku nie została zerwana, a listy, czy paczki wysyłane do obozu nie były jedyną formą kontaktu z bliską sercu osobą.
Tak właśnie było w przypadku Danuty Brzosko oraz Andrzeja Czaykowskiego. Ona więźniarka, on oficer AK, który z niemiecką legitymacją inspektora mógł odwiedzać ukochaną.
Andrzej nieraz pojawiał się w obozie, przekazując nielegalnie listy od bliskich lub jedzenie. Do kobiet zwracał się z ogromnym szacunkiem, nie patrzył na nie z pogardą, a był to hołd, którego już dawno potrzebowały w tym okropnym miejscu.
Danuta pytała: “Czy w ogóle ktoś stamtąd zrozumie człowieka, który żyje jak my upodlony, odczłowieczony, codziennie bity, choćby nawet bez razów? Czy ktoś zrozumie nasze opory, zachwyty, uniesienia i miłość?” Miłość otwiera się. Przyjmuje trudne czasy i ludzki upór. Akceptuje błędne myślenie i czyny. Nie ocenia, nie odrzuca. Jest pokorna - zgodzi się na cierpienie. Zna prawdę; ale mimo to nie wchodzi nachalnie w życie człowieka. Szuka miejsca na przyjęcie i zaistnienie w każdej przestrzeni życia. Bo jest potrzebna na każdej płaszczyźnie. Nawet tam, gdzie odbierają własność. Tożsamość. Godność. Zwłaszcza tam jest potrzebna. By przynieść szacunek tym, którzy według powszechnego osądu na niego nie zasługują i zaoferować lekcję życiową napastnikom - osądzającym, bezwzględnym.
Jezu, Nauczycielu Miłości, ucz nas kochać prawdziwie, to znaczy miłością pokorną, i łam naszą chęć do dominowania.
Stacja III
Jezus po raz pierwszy upada pod ciężarem krzyża
Wiesława i Adam poznali się dopiero po wojnie podczas kursu przygotowującego do matury. Zakochali się w sobie. Niestety oprócz uczucia łączyły ich traumatyczne wspomnienia związane z uwięzieniem na Pawiaku i pobytem w KL Lublin.
Wiesława wspominała, że po zakończeniu wojny o swoich obozowych przeżyciach mogła rozmawiać wyłącznie z mężem. Wspomina: “Tylko z nim i tylko przez pewien czas mówiliśmy stale oboje o obozie. On o Buchenwaldzie, ja o Majdanku. W pewnym momencie po prostu coś się wypaliło, a potem stało się tak, że nie mogłam do tego wracać.”
Często wydaje się, że miłość upada. Bo została pognębiona, zapomniana. Bo przegrała. Ona wcale nie upada - rzucają ją na ziemię. Jak gdyby ciężki but oprawcy kopnął ją z całej siły. Ale miłość rozumie upadki. I może właśnie na bruku jej obecność jest tak szczególna. Tam będzie działała, czasem zmieniała serca, czasem dodawała otuchy. Miłość nie rozkazuje wstać. Być może pozostanie jeszcze chwilę na drodze pełnej kurzu, skulona w obliczu agresji. Ale ona udowadnia, że warto - ona zna nadzieję. Jest kluczem do tego, by odnaleźć sens.
Jezu pogrążony w milczeniu, ucz nas trudnej sztuki wybaczania wszędzie tam, gdzie wydaje się to niemożliwe.
Stacja IV
Jezus spotyka swoją Matkę
„Wiesz przecież, że nie jest mi tak źle, że mam kogoś kochanego, który okazuje mi bardzo dużo serca, nie pozwoli smucić się i płakać, pociesza, że przecież kiedyś skończy się to nasze ciężkie życie” – pisała w grypsie do matki Ewa Walecka o poznanym w obozie Edwardzie Laskusie.
Ewa Walecka podczas pobytu w obozie KL Lublin poznała Edwarda Laskusa. Dbał o Ewę na każdym kroku, przysyłał jej jedzenie: Nieraz jej koleżanki przynosiły kawałek kiełbasy, listy od niego, czy gryps. Kiedyś zaniepokojony wysłał jej buciki z cholewkami, gdy zauważył jej krwawiące stopy.
Edward Laskus został aresztowany w warszawie za działalność konspiracyjną i osadzony na Pawiaku, skąd w styczniu 1943 r. przewieziono go na Majdanek. Wśród współwięźniów zasłynął jako życzliwy człowiek służący pomocą w przekazywaniu grypsów, leków i żywności. Następnie oboje zostali przewiezieni do różnych obozów, gdzie nigdy już się nie spotkali. Mimo tego, że ich związek nie przetrwał, Ewa nigdy o nim nie zapomniała.
Nie można patrzeć na miłość jak na abstrakcję. Ona istnieje w czasie. Jest żywa, bo związana z człowiekiem. Oddana drugiemu, tworząca relacje. Ale miłość cierpi. Czasem ten ból pochodzi z odrzucenia. Czasem ze straty - jak miłość Matki, która widzi swoje dziecko transportowane na śmierć. Jak miłość, która się troszczyła, walczyła o osobę, a teraz jest świadkiem zaprzeczenia samej sobie. Takie doświadczenie nie jest nigdy łatwe. Pojawiają się pytania, czy miłość wymaga straty? I czy dalej może istnieć? Czy jest może skazana na niekończące się cierpienie?
Jezu, umiłowany Synu Matki, poprowadź nas przez utratę bliskich nam osób i bądź przy nas nieustannie.
Stacja V
Szymon z Cyreny pomaga dźwigać krzyż Jezusowi
Ks. Roman Archutowski urodził się w 1882 r. Po ukończeniu gimnazjum w Pułtusku wstąpił do seminarium duchownego. Miał wielki talent pedagogiczny i łatwość nawiązania kontaktu z młodzieżą. Chciał, aby młodzi ludzie poznawali Boże Miłosierdzie. W 1942 r. został aresztowany i osadzony na Pawiaku. Był maltretowany przez służbę więzienną, gdyż nie zamienił sutanny na ubranie cywilne. Po miesięcznych torturach zwolniono go, ale w tym samym roku ponownie uwięziono. W marcu 1943 r. został przewieziony do obozu koncentracyjnego na Majdanku, gdzie okazywał więźniom Miłość Chrystusa: spowiadał, pocieszał - odprawiając tym samym swoje ostatnie w życiu rekolekcje. Zachorował na tyfus plamisty i zmarł w obozowym szpitalu w dniu 18 kwietnia 1943 roku.
Księdza Romana tak wspominał ks. Edward Dolecki, także więzień Majdanka: “Cierpliwie i z pokorą znosił bicie, upodlenie i zniewagi. Do ostatniej chwili życia troszczył się o współwięźniów.” Ksiądz Roman Archutowski 13 czerwca 1999 roku został ogłoszony przez papieża Jana Pawła II błogosławionym męczennikiem II wojny światowej.
Tam, gdzie nie ma miłości, nie ma pomocy. Nie ma wspólnoty. Nie ma współdziałania ku dobru. Bo to właśnie miłość motywuje działanie. To ona pozwala budować i wychodzić ze swojej strefy komfortu. To także ona pozwala odmówić sobie kawałka chleba, by wykonać z niego różaniec, czy podzielić się swoją własnością z drugim cierpiącym, zapominając o własnym bólu. Dla niej warto podjąć się trudu. Bo ten trud uświęca i zmienia perspektywę na resztę życia. I co zastanawiające, kiedy pojawia się trud w relacjach, to właśnie miłość pozwala zostać z kimś na dłużej. Miłość, która daje nadzieję, że będzie lepiej.
Jezu uczący braterstwa, daj nam siłę do dbania o nasze relacje.
Stacja VI
Weronika ociera twarz Jezusowi
Doktor Stefania Perzanowska trafiła na Majdanek 7 stycznia 1943 r. To dzięki jej inicjatywie powstał na polu kobiet rewir. W szpitalu obozowym nie tylko starała się pomagać chorym, ale także ukrywała w nim skrajnie wyczerpane lub skazane na śmierć kobiety, fałszując w tym celu dokumentację chorobową. Podczas ewakuacji rewiru w kwietniu 1944 r. na własną prośbę, nie chcąc opuścić chorych, razem z personelem szpitala obozowego została dołączona do transportu do KL Auschwitz-Birkenau.
Stefania Perzanowska miała również córkę, do której pisała grypsy oraz wysyłała małe podarunki z obozu, W listach zawsze uspokajała Zofię, która z innych źródeł mogła usłyszeć o okropnościach Majdanka.
Miłość zawsze domaga się udzielenia wsparcia. Nie pozwoli pozostać obojętnym - nie leży to w jej naturze. Miłość czasami poświęci się dla człowieka i odda życie w obronie innego. Ale zdecydowanie częściej będzie prostym gestem w codzienności. Taka właśnie jest miłość. Nie potrzebuje wielkich słów ani czynów, by zapisać się w pamięci. Wystarczy jej, by powiedzieć “pamiętaj, jutro będzie lepiej”. Albo, by czułym gestem podać chustę do otarcia zmęczonej Twarzy. Miłość jest prosta. Przychodzi prosto do serca.
Jezu poruszający serce Weroniki, otwieraj nasze oczy na potrzebujących: szczególnie tych, którzy znajdują się tuż obok nas.
Stacja VII
Jezus po raz drugi upada pod ciężarem krzyża
Wanda Ślusarczyk dnia 6 stycznia 1943 r. w nocy wraz z koleżanką, z którą siedziała w celi w więzieniu w Ostrowcu Świętokrzyskim, została załadowana do wagonu towarowego, w którym znajdowały się inne osoby z różnych więzień na terenie Dystryktu Radom. 8 stycznia 1943 r. rano znalazła się w obozie na Majdanku. Wandzie zapadł w pamięci szczególnie jeden dzień. W lipcu zobaczyła młodą dziewczynę, która zauważyła chłopaka ze swojego osiedla w obozie ; ona segregowała wydawane do cerowania skarpety, a on wracał ze swoim komandem do obozu. Kilka dni później, kiedy chłopak przechodził obok szwalni na stoliku pojawił się bukiet z błękitnych chabrów. Dziewczyna patrzyła na ten bukiet jak na cud. Możliwe, że ten bukiet kosztował go życie, ponieważ już nikt później nie zobaczył chłopaka w obozie.
Kiedy miłość boli, to dlatego, że jest raniona. Ktoś nie darzy jej szacunkiem. Ktoś ją bezcześci. Wyszydza ją, przygniatając ogromnym ciężarem, kopie i pogania. Albo znęca się nad nią, próbując udowodnić, że w obliczu praw rządzących tym światem nie jest nic warta. Właśnie wtedy miłość to ból. Ból, który płynie ze świadomości, że nic się nie zmieni. A mimo to trzeba trwać dalej. Miłość zawsze daje szanse. Nigdy nie rezygnuje z tego, którego kocha. Jest.
Jezu powstający z upadku, naucz i nas powstawać ze świadomością, że jesteś z nami w każdej trudności.