Nowy numer 17/2024 Archiwum

Dymy nad Aleppo - co nas to obchodzi?

Paradoksalnie zwycięstwo Asada oznacza pewną stabilizację w regionie, choć z pewnością będzie to krwawy spokój. Skorzysta na tym Iran, skorzysta na tym z pewnością także Putin, jawiący się jako skuteczny polityk.

Na razie starcia toczą się w ramach wojen zastępczych (proxy wars), właśnie w Syrii oraz w Jemenie. Jest to swego rodzaju Zimna Wojna na Bliskim Wschodzie. Upadek Asada i przejęcie władzy przez radykalne ugrupowania sunnickie musiałoby doprowadzić do kolejnego wzmożenia walk w sąsiednim Iraku, a na to nie mógłby pozwolić sobie Iran, wspierający szyickie władze w Bagdadzie. Stąd już tylko krok do zamiany zimnej wojny w gorącą.

Paradoksalnie zatem zwycięstwo Asada oznacza pewną stabilizację w regionie, choć z pewnością będzie to krwawy spokój. Skorzysta na tym Iran, który jednak nie stanowi zagrożenia dla pokoju światowego, szczególnie od kiedy w lipcu 2015 r. podpisał międzynarodowe umowy dotyczące swego programu jądrowego. Skorzysta na tym z pewnością także Putin, jawiący się jako skuteczny polityk. Co więcej, jako polityk dotrzymujący słowa, w odróżnieniu na przykład od Stanów Zjednoczonych. Przecież gdy prezydent Mubarak musiał mierzyć się z protestami w Egipcie, USA porzuciły go, choć formalnie był ich sojusznikiem. Zaś gdy Asad miał kłopoty, jego przyjaciel Putin wyciągnął doń pomocną dłoń. To cenna nauka dla różnych dyktatorów na świecie. Niestety takie wzmocnienie Putina wynika w dużej mierze z pasywnej postawy Zachodu wobec konfliktu syryjskiego. Jeszcze nieco ponad rok temu były dwa wyjścia. Jedno z nich to pełne zaangażowanie się, w tym zbrojne, na co Obama nigdy się nie zdobył, mimo wyznaczania kolejnych nieprzekraczalnych „czerwonych linii”. Drugie – jak się wydaje zdecydowanie lepsze – to porozumienie się z Asadem, który osłabiony mógł przyjąć umiarkowane warunki Zachodu. Oczywiście nie oddałby on władzy, ale zawsze można było działać poprzez więzi gospodarcze, NGO-sy, współpracę edukacyjną itd. w celu złagodzenia reżimu, w zamian za zwalczanie Daesz, co zresztą Asad i tak musiałby robić.

Od kiedy jednak we wrześniu ubiegłego roku w Syrii pojawiły się wojska rosyjskie, Zachód może jedynie biernie przyglądać się rozwojowi wydarzeń i przygotować się na stałą obecność Rosji na Bliskim Wschodzie. Żaden prezydent Stanów Zjednoczonych nie zaryzykuje przecież światowego konfliktu z Rosją ze względu na Syrię, zaś Asad nie jest zmuszony do szukania porozumienia z Zachodem, mając wsparcie w Rosji.


*Dr hab. Maciej Münnich, prof. KUL, jest pracownikiem Instytutu Historii KUL, absolwentem KUL i Akademii Obrony Narodowej. Autor m.in. "Syria wiosną 2015. Spojrzenie niepoprawne politycznie", Lublin 2015. Jego zainteresowania badawcze koncentrują się wokół historii, także najnowszej i religii Bliskiego Wschodu.

« 1 2 3 4 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy