Nowy numer 17/2024 Archiwum

Dramat zielonego niegdyś Lublina. Biolog o bioróżnorodności w kontekście zabudowy Górek Czechowskich

Próba zmiany przeznaczenia górek to kolejny przykład braku pomysłu na kształtowanie terenów zielonych miasta, co ma niewątpliwy wpływ na jakość życia mieszkańców. Śmiem twierdzić, że więcej o ochronie bioróżnorodności mówi się w krajach trzeciego świata niż u nas - uważa Tomasz Buczek.

Jako mieszkaniec Lublina i z zawodu biolog kieruję do Państwa list otwarty będący głosem w sprawie zabudowy Górek Czechowskich. Zaprezentowałem w nim rolę obszaru Górek w ekosystemie miejskim, mając na uwadze problemy, z którymi zmaga się i będzie się zmagał Lublin, jak zanieczyszczenie, smog czy wysoka temperatura w miesiącach letnich. Przedstawiłem w nim bezpośrednie korzyści jakie każdy mieszkaniec czerpie z różnorodności biologicznej miejskiego ekosystemu. Próba zmiany przeznaczenia Górek, to kolejny przykład braku pomysłu na kształtowanie terenów zielonych miasta, co ma niewątpliwy wpływ na  jakość życia mieszkańców.   

Czym jest bioróżnorodność w kontekście sporu o Górki Czechowskie

Przez ostatni rok z każdej strony słyszało się: Górki, - na Górkach, z Górek - o Górkach Czechowskich. Temat sprawił, że po latach pasywności obudzili się obywatele miasta. W oficjalnych i kuluarowych dyskusjach stanowiska argumentowano bioróżnorodnością terenu. Postanowiłem przybliżyć pojęcie bioróżnorodności w kontekście funkcjonowania ekosystemu miejskiego Lublina i znaczenia Górek. W tej toczącej się na wielu frontach batalii nie chodzi tylko o Górki, lecz o pomysł na miasto.

ONZ, ustanawiając lata 2011-2020 dekadą bioróżnorodności (Decade of Biodiversity) oczekiwało od rządzących działań zmierzających do podniesienia świadomości na temat tempa wymierania gatunków i niszczenia ekosystemów na Ziemi. Jest to wezwanie do życia w harmonii z naturą, zaprzestania degradacji przyrody i racjonalnego zarządzania bogactwami. Śmiem twierdzić, że więcej o ochronie bioróżnorodności mówi się w krajach trzeciego świata niż u nas.

Bioróżnorodność to, nic innego, jak bogactwo przyrodnicze. Tyle podpowiada nam intuicja. Termin dotyczy: różnorodności genetycznej, gatunkowej i ekosystemowej. W codziennej praktyce ochrony przyrody poruszamy się w obrębie dwóch ostatnich poziomów. Im poświęciłem poniższe refleksje, zadając z natury merkantylne pytanie, jakie korzyści z bioróżnorodności ma mieszkaniec miasta.

Bioróżnorodność, czy to się opłaca?

Pojęcie bioróżnorodności gatunkowej dotyczy liczby gatunków zasiedlających dany teren. Pod tym względem miasta należą do najuboższych ekosystemów. Większość ludzi, zachowujących elementarną wrażliwość, cieszą przylatujące do karmników sikorki, powracające z zimowisk jaskółki czy fiołki kwitnące na trawnikach. Do innych przemawiają konkretne argumenty, np. że nietoperz zjada dziennie do 3500 komarów i innych podobnej wielkości owadów. Z kolei on nie może konkurować z jaskółką (ok. 6000) czy jerzykiem (nawet do 20 000!). To jest coś! Kuna, która kilka lat temu zadomowiła się w Lublinie, likwiduje szczury. Żółto kwitnąca nawłoć uważana, poniekąd słusznie za chwast, należy do ważnych roślin miododajnych. Na dodatek kwitnie jesienią, gdy pszczoły nie mają zbyt dużego wyboru, a muszą zabezpieczyć energię na przezimowanie. A jeśli to niezbyt przekonujące, to warto wiedzieć, że rośliny wydzielają fitoncydy, hamujące rozwój mikroorganizmów. Dzikie gatunki krzewów, jak tarnina, dzika róża czy głóg dostarczają pełnych witamin owoców. Któż nie smakował tarninówki czy konfitur z róży?

Organizmy ostrzegają przed skażeniem środowiska. Badania Williama Nylandera prowadzone w połowie XIX wieku na terenie Paryża, dowiodły, że porosty reagują na dwutlenek siarki w powietrzu. Wyniki otworzyły drogę rozwoju bioindykacji. Proste do przeprowadzenia obserwacje, których metodę bez trudu znajdziemy w Internecie pod hasłem „skala porostowa”, zastępują skomplikowane metody analityczne. Na Górkach Czechowskich porosty wskazują, że jest to miejsce o dobrych parametrach powietrza. To w Lublinie rzadkość! Skoro wróciłem do Górek, warto powiedzieć, że mają one jeden z najwyższych wskaźników bioróżnorodności w mieście, zarówno jeśli chodzi o roślinność (222 gatunki roślin zielnych, w tym 170 to zioła i gatunki miododajne), ptaki (91 gatunków, w tym 58 lęgowych), jak i motyle (36 gatunków). Bezwartościowe, według niektórych dyskutantów, łany nawłoci można kosić, zastępując je bogatymi zbiorowiskami murawowymi, które z kolei zasiedlą, zachowane tylko na fragmentach, gatunki ziół i rzadkich roślin, a za nimi motyle i ptaki. Jest to tzw. renaturyzacja, realizowana z powodzeniem w Parkach Narodowych czy rezerwatach. Nie musimy używać betonu lub asfaltu, żeby się pozbyć nawłoci i chwastów. Opowiadający się po stronie TBV profesorowie, z powodzeniem prowadzący renaturyzację innych terenów przyrodniczych Lubelszczyzny, wypowiadając się o Górkach, zapominają o swoim dorobku.

Owszem, są i takie gatunki, które negatywnie wpływają na nas i miejski ekosystem. Są wśród nich roznoszące choroby lisy czy gołębie domowe, zagrażające ruchowi ulicznemu dziki czy kuna – drapieżnik doskonały. Są też rośliny, które alergizują lub wydzielają szkodliwe olejki eteryczne.

Zielony skwer czy betonowy plac?

A teraz o bioróżnorodności ekosystemowej wpływającej na jakość i parametry krajobrazu. W przestrzeni miasta decydującą rolę stanowią enklawy zieleni. Eksperci WHO uznali, zapewne opierając się na opiniach ekspertów, że mieszkańcowi terenów zurbanizowanych komfort życia i zdrowie zapewnia 50 metrów kwadratowych zieleni. Tymczasem nasi włodarze, w publikacji wydanej z okazji 700-lecia miasta, w rozdziale pt. Mój „zielony” Lublin (znamienne, że umieścili słowo zielony w cudzysłowie), chlubią się tym, że na mieszkańca przypada 24 m kwadratowych. A tu na Górkach kolejne 30 hektarów mogą pokryć bloki, asfalt i betonowe chodniki.

« 1 2 3 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy