Tato, czy Bóg istnieje? Świadectwo dla wątpiących

W czasie trudu i niepewności o jutro rodzi się wiele pytań, także takich, które wcześniej nie przychodziły nam do głowy. Dla wątpiących niech będzie pocieszeniem świadectwo Łukasza, który pytał o istnienie Boga.

W 2013 r. w numerze wielkanocnym lubelskiego "Gościa" (13/2013) umieściliśmy świadectwo Łukasza, dorosłego mężczyzny, który musiał odpowiedzieć sobie na najbardziej fundamentalne pytania. Od dziecka nie był pewien, czy Bóg istnieje, a na jego pytania związane z tym tematem słyszał od ojca, że nauka nie ma dowodów na istnienie Boga. A jednak wychowany w niewierzącej rodzinie chłopak zyskał pewną odpowiedź. W trudnym czasie, gdy może brakować nam wiary, przypominamy tamto świadectwo.


Rodzice nie ochrzcili Łukasza ani jego siostry, choć sami byli ochrzczeni w dzieciństwie. Uważali się za niewierzących. – Nie chodziliśmy do kościoła z rodzicami, nie modliliśmy się, w zasadzie nic o Bogu nie wiedzieliśmy – mówi Łukasz Lewandowski. Rodzice dużo pracowali, a dziećmi zajmowała się wynajęta piastunka.

– Jako dzieci uwielbialiśmy ją, a ona nas bardzo kochała. To była starsza kobieta, która miała swoje dzieci i wnuki, a do nas była wynajęta przez rodziców. Mieszkała z nami 10 lat. Zajmowała się nami z wielką miłością i jak był czas, zabierała w tajemnicy do kościoła. To od niej wiedzieliśmy, że niektórzy ludzie wierzą w Pana Boga – opowiada Łukasz. Ta sytuacja prowokowała do pytań. Łukasz więc zapytał kiedyś ojca, czy Bóg istnieje. Odpowiedź jednak go nie zadowoliła. – Ojciec nie powiedział, że Boga nie ma, nie dyskutował na ten temat. Odpowiedział, że nauka nie zna odpowiedzi na to pytanie. Taka odpowiedź pozostawiła mnie gdzieś pomiędzy. Bardzo mnie to nurtowało. Jak to nie zna – myślałem, skoro tylu ludzi chodzi do kościoła, a moi rówieśnicy uczą się religii. Dla mnie to był obcy świat – opowiada.

Łukasz i jego siostra nie mieli łatwego życia. W szkole wyśmiewani, nierzadko porządnie oberwali jako dzieci „partyjnych”, co to nie chodzą na religię ani do kościoła.

– Wszyscy nas znali. Chodziliśmy do szkoły na naszym osiedlu, więc nie dało się ukryć, jakie są przekonania naszych rodziców. W końcu mieliśmy takie problemy w szkole, że rodzice przenieśli nas do innej. To wszystko jednak sprawiało, że pytanie o Pana Boga wciąż we mnie tkwiło – mówi Łukasz.

Kiedy miał jakieś 10 lat, małżeństwo rodziców zaczęło przeżywać kryzys. – Dla nas to była tragedia i trzęsienie ziemi. Wtedy pomyślałem, że dobrze by było, gdyby ten Pan Bóg był i nam pomógł. Odwiedzaliśmy czasami naszą ciocię w Toruniu, która, w przeciwieństwie do rodziców, była bardzo wierząca. Zawsze znalazła jakąś okazję, by z nami porozmawiać o Panu Bogu, o tym, że On nas kocha i troszczy się o nas tak bardzo, że oddał za nas swoje życie. Wiedziałem, że ciocia ochrzciła mnie w tajemnicy przed mamą i tatą, ale mówiła mi, że to nie jest pełny chrzest i taki prawdziwy otrzymuje się w kościele. Rosło we mnie pragnienie chrztu, podobnie jak w mojej młodszej siostrze. W końcu poszliśmy do najbliższego kościoła w Lublinie, czyli do parafii ojców kapucynów. Powiedzieliśmy, że chcemy przyjąć chrzest. Dla ojców to był dopiero problem – śmieje się dziś Łukasz. Przyszło do nich dwoje dzieci w tajemnicy przed rodzicami i chcą się ochrzcić. Ojciec proboszcz porozmawiał z nami i powiedział, że bez zgody rodziców nie może nas ochrzcić. Musimy być albo pełnoletni, albo mieć zgodę mamy lub taty.

« 1 2 3 »
oceń artykuł Pobieranie..