Prof. A. Paździor: Działania naprawcze i aktywizujące powinny być ukierunkowane przede wszystkim na sektor mikro i małych podmiotów.
Ks. Rafał Pastwa: Już teraz wiadomo, że pandemia koronawirusa wpłynie na gospodarkę w wymiarze globalnym i lokalnym.
Prof. Artur Paździor*: Pandemia, z którą mamy obecnie do czynienia, już dotychczas wpłynęła na system społeczno-ekonomiczny w szerokim i głębokim wymiarze. Nikt jednak nie wie, czy format ten nie ulegnie powiększeniu na skutek rozprzestrzenienia geograficznego oraz stopnia ekspansji i modyfikacji wirusa w sensie medycznym. Jak to bywa zazwyczaj w gospodarce rynkowej, pierwsze skutki pandemii w sensie ekonomicznym widoczne były na rynkach finansowych, a w szczególności na rynku kapitałowym. Dlatego można z pewnym przekąsem stwierdzić, że finansiści w takich kwestiach są lepiej poinformowani od epidemiologów na temat możliwości rozprzestrzeniania się wirusa w sensie globalnym.
Wymiernym skutkiem pandemii koronawirusa były kilkudziesięcioprocentowe spadki poziomu niemal wszystkich indeksów na prawie całym świecie. Inwestorzy poddali się panice wynikającej z tzw. czarnych scenariuszy, a nawet te scenariusze jeszcze bardziej namnożyły obawy odnośnie wpływu pandemii na sferę realną gospodarki. Dynamika i zasięg spadków przypominały znane paniki z historii funkcjonowania giełd, jak np. panikę wywołaną kryzysem subprime z 2008 r., krach giełdowy z 1987 r. Niektórzy poszukiwali nawet analogii do słynnego czarnego czwartku z 1929 r., który zapoczątkował Wielki Kryzys lat 30. XX w. niemal na całym świecie. Równolegle ze spadkiem wyceny akcji na giełdach, można było zaobserwować bardzo duże wahania cen innych instrumentów i surowców. Wielkiej przecenie uległa ropa naftowa, miedź, straciły na wartości także waluty państw o średnim i słabym stopniu rozwoju, w tym także złoty polski w relacji do tzw. walut globalnych (dolar amerykański, euro), czy uchodzących za bezpieczne (np. frank szwajcarski). Zaskakującym symptomem obecnego kryzysu była także głęboka przecena metali szlachetnych (złota, srebra i platyny), czyli „instrumentów” z reguły ujemnie skorelowanych z akcjami. Przecena ta, przynajmniej na rynku złota, miała jednak charakter krótkotrwały. Te zjawiska pozwalają na stwierdzenie, że inwestorzy na taki kryzys nie byli przygotowani, czego skutkiem była ucieczka od wszelkich mniej i bardziej ryzykownych instrumentów w kierunku papierów wolnych od ryzyka. Dowodem na to są rosnące ceny obligacji skarbowych, przy równoczesnym spadku ich rentowności.
A co z realną sferą gospodarki?
Zgodnie z podstawowymi teoriami dotyczącymi funkcjonowania rynku kapitałowego, zakładającymi, iż giełda jest barometrem gospodarki, wszelkie zawirowania na parkiecie powinny przełożyć się w niedługim czasie na sferę realną gospodarki. Tak też stało się w przypadku aktualnego kryzysu giełdowego. Dowodem na to są wskaźniki wyprzedzające koniunktury gospodarczej, zwiększone ilości wniosków o zasiłek dla bezrobotnych oraz redukowane prognozy wzrostu PKB niemal dla wszystkich światowych gospodarek.
W przeciwieństwie do minionego kryzysu subprime, który dotknął przede wszystkim sferę finansową (tj. instytucje bankowo-ubezpieczeniowe) wydaje się, że wyjątkiem od tej reguły nie będzie również Polska. Na potwierdzenie tych przypuszczeń wypada w tym miejscu przytoczyć stwierdzenie, będące w ekonomii znanym truizmem, a nie potrzebujące żadnych dowodów naukowych w dobie globalizacji i informatyzacji, czyli „gospodarka to system naczyń połączonych”. Można zatem oczekiwać, że obostrzenia związane z walką z pandemią, z jednej strony złagodzą jej skutki w sensie zdrowotnym, z drugiej zaś strony przyczynią się do realnych problemów wielu sektorów polskiej gospodarki. Nie sposób jednak wyrokować, jakie skutki dla polskiego systemu ekonomicznego przyniósłby brak jakiejkolwiek interwencji w kwestii izolacji społecznej. Nie jest to łatwe do przewidzenia, i żadne, nawet najbardziej wyrafinowane symulacje nie są w stanie tego przewidzieć, nawet z przeciętnym stopniem dokładności.
Czy Lublin i Lubelszczyzna odbiegają w tym zakresie od innych miejsc na świecie?
Wyjątkiem od pandemicznej reguły nie wydaje się także być Lubelszczyzna, gdzie póki co odsetek zachorowań na chorobę COVID-19 wywołaną koronawirusem jest znaczący. Bez względu na ten współczynnik, nakazy izolacyjne wystosowane przez polski rząd, obowiązują we wszystkich częściach Polski. Jak wcześniej wspomniałem, nie poddaję ocenie tego typu działań, z uwagi na brak znajomości zagadnień politycznych i epidemicznych oraz trudności w przewidzeniu rozwoju alternatywnych scenariuszy. Bez wątpienia sytuacja epidemiczna zbiera żniwo w postaci poważnych problemów wielu lokalnych przedsiębiorców. Sektory gospodarki, które zostały dotknięte w wyniku pandemii to niewątpliwie: turystyka, restauracje i hotelarstwo, logistyka, rozrywka, uroda. Z danych PKO BP wynika, że z powodu epidemii aż o ok. 80 proc. zmniejszyły się wydatki na edukację, rozrywkę, restauracje, hotele i salony urody. W przypadku analiz Banku Millenium jest to aż ponad 90 proc. Bardzo niepokojące dane otrzymujemy także z innych źródeł. Z badań Polskiego Instytutu Ekonomicznego wynika, że w marcu 57 proc. polskich przedsiębiorstw odnotowało spadek przychodów w porównaniu z sytuacją z lutego. W największym stopniu ucierpiał sektor usługowy, handlu i produkcji. Relatywnie najlepiej radzą sobie firmy duże i średnie (spadek o ok. 50 proc.), zdecydowanie gorzej mikro i małe (zmniejszenie popytu o ok. 70 proc.). To potwierdza moją tezę, forsowaną nieskutecznie od wielu lat, iż wszelkie działania naprawcze i aktywizujące powinny być ukierunkowane nie na sektor małych i średnich przedsiębiorstw, ale na sektor mikro i małych podmiotów.