Artysta mroku, milczenia i... ognia

Najpierw zobaczyłem piękną scenę, a za chwilę już uciekałem stamtąd, żeby marnie nie skończyć. Płonęła cała aula, ogień był coraz bliżej. Parę jednostek straży nad ranem ratowało starą aulę katolickiego uniwersytetu.

Jakie jeszcze wydarzenia zapadły Panu w pamięć?

prof. Leszek Mądzik: Z takich wydarzeń, może absurdalnych, jedno mi się zdarzyło, gdy szukałem rozwiązań scenograficznych w starej auli KUL-u. Nagle uwierzyłem, że żywy ogień może być tą wartością, która podniesie napięcie witraży które tam umieściłem. Rzeczywiście zaryzykowałem, niewinnie się zaczęło, ale w końcu spowodowało to spalenie starej auli KUL-u. Parę jednostek straży nad ranem, czy w nocy, ratowało tę część. W pierwszej sekundzie zobaczyłem piękną scenę, a za chwilę już uciekałem stamtąd żeby marnie nie skończyć. Płonęła cała aula, ogień był coraz bliżej. Wezwaliśmy jednostki straży. Pojawił się świętej pamięci rektor Krąpiec, bo było to w takim trudnym politycznie czasie, milicja i w ogóle jakieś dziwne postacie. Węszyli, że był to jakiś sabotaż, dywersja. To jest szalenie ekspresyjne i najsilniejsze z moich wizualnych przeżyć.

Dużo było świadków tego wydarzenia? Miał Pan liczną widownię?

Nie, wydarzyło się to gdy zostałem po próbie, żeby sobie poszukać innych rozwiązań. Po prostu tak to się skończyło. Chyba przez 3 miesiące sala była wyłączona. Pomimo zamalowania ścian, przebijał się zapach spalenizny. Trzeba by było pewnie sięgnąć do archiwum.

Koncerty muzyki popularnej. Były takie wydarzenia, które skupiały studentów z całego miasta?

Była Wojnowska, taka znana aktorka - mówię o KUL-u. Zabiegało się o takie spotkania. Koncerty odbywały się w starej auli. Dosłownie, kiedy byłem drugim roku studiów, występował Piotr Szczepanik. Pamiętam, on u nas studiował historię sztuki i pisał pracę u księdza prof. Smolenia. On go wtedy zaprosił na KUL jako artystę. Ja nie bardzo w tym nurcie ściśle rozrywkowym byłem obecny, więc nie chcę improwizować.

Czy są osoby z Pana roku studiów, z którymi nadal utrzymuje Pan kontakt?

Oczywiście, jest to bardzo długa lista. Ostatnią okazją do wspólnego spotkania był jubileusz 45-lecia Sceny Plastycznej. Wiele osób się pojawiło, także powspominaliśmy tamte czasy.

W naszej rozmowie wielokrotnie wspominał Pan swoich profesorów. Na koniec chciałbym spytać o relacje między studentami a wykładowcami. Rzeczywiście, byli autorytetami swoich podopiecznych?

Byli autorytetami. Mam wrażenie, że dziś zgubiło się to pojęcie relacji profesor-student. Do dzisiaj nie zapomnę, profesorów: Smolenia, Maślińskiego, Woźniakowskiego, jeszcze paru innych, prof. Zgorzelskiego na polonistyce. To były naprawdę nazwiska. Prof. Sawicki. Po prostu coś, co było potrzebne nam, studentom. Oni doskonale wyczuwali co kto czyni, jaką ma wrażliwość, jak mu pomóc. Dyskretnie, nie burząc, nie sugerując jednoznacznie. Pomagali, abyśmy gdzieś się potem odnaleźli.


* Paweł Andrukiewicz jest studentem w Instytucie Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej KUL.

« 1 2 3 4 5 »
oceń artykuł Pobieranie..