Unikał frazesów i gotowych formuł, tak na ambonie, jak i w codziennych kontaktach. Obca mu była jakakolwiek koturnowość. Swoje opinie wypowiadał w sposób jasny i niedwuznaczny, czasami - ulegając temperamentowi choleryka - za pomocą dosadnych słów i ciętych, natychmiastowych, niepozbawionych ironii ripost.
W kwietniu br. minęła 10. rocznica śmierci ks. Tadeusza Eugeniusza Kawali, proboszcza parafii pod wezwaniem Przenajświętszej Trójcy w Chełmie. Był, jak wielu duchownych, absolwentem naszej Alma Mater. Rocznica daje okazję do napisania kilku słów, które w jakimś stopniu zbierają okruchy tego, co w jego osobowości było ważne, niepowtarzalne, jedyne, co tworzyło jego świat, co zostało zapisane w jego już zamkniętej księdze życia i w naszej akademickiej pamięci.
Wszystko zaczęło się w Zamościu
Urodził się 8 kwietnia 1951 r. jako najstarszy z sześciorga rodzeństwa. Jego rodzice to Mieczysław Kawala i Gertruda z domu Popow. Ojciec był urzędnikiem Polskich Kolei Państwowych. Dzięki nim wychował się, jak sam nieraz mówił, w rodzinie patriotycznej, dla której Ojczyzna była wielką wartością i dobrem; z domu rodzinnego wyniósł mocną i żywą wiarę oraz miłość do Kościoła.
Jego życie najpierw związane było z Zamościem. Tam się urodził i spędził dzieciństwo. Tam, w ówczesnym kościele kolegiackim św. Tomasza Apostoła (dzisiejsza katedra), przyjął pierwsze sakramenty. W mieście, nie bez racji nazywanym Padwą Północy, odbył pierwsze etapy edukacji. Po ukończeniu szkoły podstawowej w 1965 r. rozpoczął naukę w znanym i stojącym na wysokim poziomie I Liceum Ogólnokształcącym im. Jana Zamoyskiego.
Kochał swoje rodzinne miasto, świetnie znał wielką historię i wspaniałe zabytki tej perły renesansu. Pewnie tam, kiedy jeszcze jako uczeń biegał pod podcieniami kamienic harmonijnie przylegających do Rynku Wielkiego i wchodził do renesansowego budynku swojego liceum (dawnej siedziby sławnej Akademii Zamojskiej), zapadały w jego pamięć pierwsze doznania i obrazy, kształtowało się w nim, zawsze dyskretnie obecne, poczucie smaku i piękna.
Kolejny etap swojego życia spędził w Lublinie. Po otrzymaniu matury w 1969 r. złożył dokumenty na Wydział Nauk Humanistycznych KUL, wybierając historię jako kierunek studiów. Tą dyscypliną interesował się jako licealista z powodzeniem, mimo dużej podówczas konkurencji przeszedł wszystkie etapy egzaminu wstępnego. W pracy pisemnej, zachowanej w Archiwum Uniwersyteckim, stanowiącej element egzaminu wstępnego, w kilkustronicowym opracowaniu przestawił zwarty wywód pt. „Tysiąc lat stosunków polsko-czeskich”, nie pomijając przy tym wątków z zakresu historii Kościoła.
Miał szczęście, jak sam wielokrotnie wspominał, przez pięć lat uczęszczać na zajęcia i wykłady wybitnych historyków, którzy wówczas współtworzyli KUL-owskie środowisko naukowe: Jerzego Kłoczowskiego, Ewy i Czesława Deptułów, Ludomira Bieńkowskiego, Ryszarda Bendera, Edwarda Zwolskiego, Stanisława Litaka, Eugeniusza Wiśniowskiego, Zygmunta Sułowskiego, Jana Stanisława Łosia i wielu innych.
Studiował rzetelnie, ale jakby nie będąc pewnym wyboru swojej drogi życiowej. I tak studia historyczne ukończył w 1975 r., nie uzyskując tytułu magistra. Jako student spędzał czas nie tylko w auli uniwersyteckiej i bibliotece, ale z zaciekawieniem i intensywnie uczestniczył w tym, co wówczas, na początku siermiężnych lat 70., oferował Lublin jako miasto uniwersyteckie. Jako student szukał przy tym czegoś „więcej”, czegoś, co mogło mu dopomóc odczytać i ostatecznie znaleźć własną drogę życia. Włączenie się, zaangażowane i świadome, do duszpasterstwa akademickiego, prowadzonego przez znanego jezuitę, charyzmatycznego duszpasterza akademickiego o. Huberta Czumę, okazało się w tych poszukiwaniach przydatne. Ostatecznie, po okresie wahania i rozterek, zdecydował się zostać alumnem.